Myśli nieuczesane
Trzeci dzień bez treningu, który powinien się odbyć. Nieznośny ból głowy, chyba jednak migrenowy, skutecznie mnie dzisiaj powalił. Każdy ruch głową powodował, że marzyłem tylko, żeby się położyć. Przez chwilę myślałem, że może znowu powróciły problemy z nadciśnieniem. Dla świętego spokoju nawet zmierzyłem je. Nie, to nie to (na szczęście!).
Run or not run?
To miał być ostatni, normalny trening biegowy. 7 km po 5:45/km. I co teraz? Nachodzą mnie wątpliwości, czy cały ten misterny plan się powiedzie? Czy 20 tygodni treningu pójdzie na marne? No chyba nie, w końcu zapewne podniosłem swoją wydolność o ileś tam procent. I choć zdarzały się opuszczone treningi, to ileś tam tych kilometrów nakulałem. Nie wiem, sam jestem ciekaw jak to będzie.
Music is the key
W nawiązaniu do muzyki z lat 80-tych, kawałek z 1985 roku:
Przeczytano
W Runner's World bardzo ciekawy artykuł o najsłynniejszym ultramaratończyku ostatnich lat, z polskimi korzeniami. Chodzi o Scott'a Jurek. Jeśli ktoś nie wie, kto to, to powinien przeczytać m.in. "Urodzonych biegaczy". Gorąco polecam ten artykuł, gdyż dotyka wielu aspektów związanych z bieganiem, życiem, motywacją i sensem tego co robimy.
A w nowym numerze "Biegania" - "Życiówka" mks-a, czyli Michał Skwirut.
Woman of the day
Izabella Łukomska-Pyżalska, pani prezes Warty Poznań. Jej zabiegi spowodowały, że na mecze Warty w Poznaniu zaczynają chodzić całe rodziny i co ciekawe frekwencja oscyluje w granicach 15-20 tys. Co jest wynikiem rewelacyjnym, jak na I ligę.
czwartek, 31 marca 2011
środa, 30 marca 2011
Jest źle, a może być... gorzej
Myśli nieuczesane
No i to, co wydawało się chwilową niedyspozycją przeradza się (chyba) w jakąś, bliżej nieokreśloną, dolegliwość. Dzisiaj znowu moja dyspozycja fizyczna była daleka od marzeń. Kolejny dzień odpuszczony. Z tego samego względu co wczoraj. Złe samopoczucie, ból głowy i niechęć do wyjścia na trening. Mam nadzieję, że nie jest to objaw stresu przedstartowego ;-).
Run or not run?
Miała być "dycha" po 5:45/km, 30 minut przerwy i 2 km po 5:00/km. Wyszło... zero!
Jak tak dalej pójdzie, to w niedzielę wyniku nie będzie :-(.
Music is the key
Tym razem kawałek z roku 1985, Kapitan Nemo:
Przeczytano
Bardzo fajny wywiad z żoną Grzegorza Dolniaka. Niech "miłujący pokój" z obozu PIS-u uczą się jak należy się zachowywać w takich przypadkach. Głos rozsądku w dyskusji okołosmoleńskiej.
Men of the day
Gdyby za głupotę nagradzano, to przyznałbym statuetki tym trzem delikwentom:
Sebastien Feller, Cyril Marzolo oraz Arnaud Hauchard. Trzech arcymistrzów szachowych, którzy, okazało się, pomagali sobie w dość osobliwy sposób.
No i to, co wydawało się chwilową niedyspozycją przeradza się (chyba) w jakąś, bliżej nieokreśloną, dolegliwość. Dzisiaj znowu moja dyspozycja fizyczna była daleka od marzeń. Kolejny dzień odpuszczony. Z tego samego względu co wczoraj. Złe samopoczucie, ból głowy i niechęć do wyjścia na trening. Mam nadzieję, że nie jest to objaw stresu przedstartowego ;-).
Run or not run?
Miała być "dycha" po 5:45/km, 30 minut przerwy i 2 km po 5:00/km. Wyszło... zero!
Jak tak dalej pójdzie, to w niedzielę wyniku nie będzie :-(.
Music is the key
Tym razem kawałek z roku 1985, Kapitan Nemo:
Przeczytano
Bardzo fajny wywiad z żoną Grzegorza Dolniaka. Niech "miłujący pokój" z obozu PIS-u uczą się jak należy się zachowywać w takich przypadkach. Głos rozsądku w dyskusji okołosmoleńskiej.
Men of the day
Gdyby za głupotę nagradzano, to przyznałbym statuetki tym trzem delikwentom:
Sebastien Feller, Cyril Marzolo oraz Arnaud Hauchard. Trzech arcymistrzów szachowych, którzy, okazało się, pomagali sobie w dość osobliwy sposób.
wtorek, 29 marca 2011
Kariera na "102"
Myśli nieuczesane
O ile wczoraj było ciężko, o tyle dzisiaj było... słabo ;-). Tzn. skończyło się tym, że nie poszedłem na trening. Ale po kolei. W planie miała być wolna "dwunastka", czyli 12 km w tempie 6:00/km. Ponieważ pogoda piękna, to zaplanowałem ten trening na późne popołudnie-wieczór. A tymczasem po powrocie z pracy głowa zaczęła mnie boleć, więc postanowiłem się przekimać z godzinkę. No i już nie wstałem :-(.
Run or not run?
No i jedna wielka klapa. Zero, czyli null.
Music is the key
Sporo ostatnio było nawiązań do lat 80-tych, a szczególnie roku 1984. Dlatego dzisiaj kolejny odcinek tego minicyklu:
Niektórzy twierdzą, że Marek to lepsza wersja pewnego Francuza ;-).
Przeczytano
Nie miałem ochoty na żadną lekturę :-(. Obejrzałem za to, chyba w akcie desperacji, mecz naszych kopaczy z Grecją. I żałuję, bo to było strasznie nudne widowisko.
Man of the day
Michał Żewłakow - 102-krotny reprezentant kraju, zakończył dzisiaj karierę. Jeden z nielicznych piłkarzy, których słuchało się z przyjemnością. Miał momenty świetne i gorsze (jak każdy), ale trzeba mu oddać, że to jedna z najlepiej wykształconych osób w tym środowisku (co częste wcale nie jest, ostatni choćby przykład Balotellego). Szkoda, że odchodzi w tak mało przyjemnych okolicznościach (konflikt z trenerem Smudą).
O ile wczoraj było ciężko, o tyle dzisiaj było... słabo ;-). Tzn. skończyło się tym, że nie poszedłem na trening. Ale po kolei. W planie miała być wolna "dwunastka", czyli 12 km w tempie 6:00/km. Ponieważ pogoda piękna, to zaplanowałem ten trening na późne popołudnie-wieczór. A tymczasem po powrocie z pracy głowa zaczęła mnie boleć, więc postanowiłem się przekimać z godzinkę. No i już nie wstałem :-(.
Run or not run?
No i jedna wielka klapa. Zero, czyli null.
Music is the key
Sporo ostatnio było nawiązań do lat 80-tych, a szczególnie roku 1984. Dlatego dzisiaj kolejny odcinek tego minicyklu:
Niektórzy twierdzą, że Marek to lepsza wersja pewnego Francuza ;-).
Przeczytano
Nie miałem ochoty na żadną lekturę :-(. Obejrzałem za to, chyba w akcie desperacji, mecz naszych kopaczy z Grecją. I żałuję, bo to było strasznie nudne widowisko.
Man of the day
Michał Żewłakow - 102-krotny reprezentant kraju, zakończył dzisiaj karierę. Jeden z nielicznych piłkarzy, których słuchało się z przyjemnością. Miał momenty świetne i gorsze (jak każdy), ale trzeba mu oddać, że to jedna z najlepiej wykształconych osób w tym środowisku (co częste wcale nie jest, ostatni choćby przykład Balotellego). Szkoda, że odchodzi w tak mało przyjemnych okolicznościach (konflikt z trenerem Smudą).
poniedziałek, 28 marca 2011
Pod superkompensację
Myśli nieuczesane
Oj, było dzisiaj ciężko. W planie ostatni mocny akcent, czyli 9 km w tempie 4:58/km, czyli zakładanym tempie startowym w niedzielę. Tyle, że w niedzielę jest do pokonania 21,1 km. Długo się zastanawiałem, czy zrobić ten trening na zewnątrz (pogoda przecież sprzyja), czy też zdać się jeszcze na bieżnię. I tak sobie pomyślałem, że jednak bieżnia zapewni mi komfort utrzymania stałej prędkości przez cały dystans. Nie robiłem tego treningu rano, ale dopiero po pracy i to chyba też miało wpływ na to, że były problemy. Ale o tym, niżej.
Run or not run?
9 km w tempie 4:58/km na zakładanym tętnie 90-95% HRmax (167-176 bpm). A średnie wyszło 157 bpm, z tym, że od ok. 22 minuty oscylowało już w okolicach 160 bpm (max. 163 bpm). To nadal jest poniżej planu. I to był dobry objaw. Zły był taki, że musiałem mocno walczyć, aby nie przerwać. Po pierwsze: balon w brzuchu. Po drugie: brak powietrza (te wentylatory to można o kant...). Po trzecie: hektolitry potu ;-). I ostatnie: znużenie mentalne. Ale dałem radę. Na koniec obowiązkowa porcja ćwiczeń rozciągających.
Music is the key
Jeden z klasyków polskiego rocka. Ehh, pamiętam, że na 13 urodziny dostałem (przegraną z longplay-a) kasetę ze świeżutkim jeszcze albumem "Lady Pank" (album wyszedł pod koniec 1983 roku, a moje urodziny były w połowie lutego). Był rok 1984, rok, w którym słuchało się baaaardzo różnej muzyki, ale można stwierdzić, że nie był to zwyczajny rok ;-).
Przeczytano
Dokończyłem w końcu rozmowę Teresy Torańskiej w posłem Brudzińskim. Niestety utwierdziło mnie to w jednym: ludzie PiS-u, w przeważającej większości, żyją w innym świecie. Egzystują w kompletnie innej rzeczywistości niż ta, w której żyje większość Polaków. Tragiczne jest to, że znaczna część społeczeństwa dała sobie wmówić, że świat wg PiS-u, naprawdę istnieje. To jest przerażające!
Man of the day
Rogerio Ceni - bramkarz klubu Sao Paulo. Nie miałem pojęcia, że na świecie jest gość, bramkarz, który, w swojej karierze, strzelił 100 bramek, z czego połowę z rzutów wolnych! I to jakie bramki! Sam Platini by się nie powstydził takich pięknych strzałów. Wielkie brawa!
Oj, było dzisiaj ciężko. W planie ostatni mocny akcent, czyli 9 km w tempie 4:58/km, czyli zakładanym tempie startowym w niedzielę. Tyle, że w niedzielę jest do pokonania 21,1 km. Długo się zastanawiałem, czy zrobić ten trening na zewnątrz (pogoda przecież sprzyja), czy też zdać się jeszcze na bieżnię. I tak sobie pomyślałem, że jednak bieżnia zapewni mi komfort utrzymania stałej prędkości przez cały dystans. Nie robiłem tego treningu rano, ale dopiero po pracy i to chyba też miało wpływ na to, że były problemy. Ale o tym, niżej.
Run or not run?
9 km w tempie 4:58/km na zakładanym tętnie 90-95% HRmax (167-176 bpm). A średnie wyszło 157 bpm, z tym, że od ok. 22 minuty oscylowało już w okolicach 160 bpm (max. 163 bpm). To nadal jest poniżej planu. I to był dobry objaw. Zły był taki, że musiałem mocno walczyć, aby nie przerwać. Po pierwsze: balon w brzuchu. Po drugie: brak powietrza (te wentylatory to można o kant...). Po trzecie: hektolitry potu ;-). I ostatnie: znużenie mentalne. Ale dałem radę. Na koniec obowiązkowa porcja ćwiczeń rozciągających.
Music is the key
Jeden z klasyków polskiego rocka. Ehh, pamiętam, że na 13 urodziny dostałem (przegraną z longplay-a) kasetę ze świeżutkim jeszcze albumem "Lady Pank" (album wyszedł pod koniec 1983 roku, a moje urodziny były w połowie lutego). Był rok 1984, rok, w którym słuchało się baaaardzo różnej muzyki, ale można stwierdzić, że nie był to zwyczajny rok ;-).
Przeczytano
Dokończyłem w końcu rozmowę Teresy Torańskiej w posłem Brudzińskim. Niestety utwierdziło mnie to w jednym: ludzie PiS-u, w przeważającej większości, żyją w innym świecie. Egzystują w kompletnie innej rzeczywistości niż ta, w której żyje większość Polaków. Tragiczne jest to, że znaczna część społeczeństwa dała sobie wmówić, że świat wg PiS-u, naprawdę istnieje. To jest przerażające!
Man of the day
Rogerio Ceni - bramkarz klubu Sao Paulo. Nie miałem pojęcia, że na świecie jest gość, bramkarz, który, w swojej karierze, strzelił 100 bramek, z czego połowę z rzutów wolnych! I to jakie bramki! Sam Platini by się nie powstydził takich pięknych strzałów. Wielkie brawa!
niedziela, 27 marca 2011
Niedziela będzie dla... mnie
Myśli nieuczesane
Dzień był krótszy, ale jakby dłuższy ;-). Krótszy obiektywnie, bo zmienił się czas na letni. Dłuższy, bo zastosowałem technikę... nicnierobienia :-D. Czyli leniuchowanie na maksa. To ostatnia okazja przed startem za tydzień, aby nic nie robić. Teraz w planie 4 dni treningowe pod rząd, mała przerwa w piątek i rozruch w sobotę. No bardzo jestem ciekawy efektu końcowego ;-).
Run or not run?
Absolutne zero! Dzisiaj nawet pożyczyłem swojej żonie Garmina (machnęła pierwszą "dwudziestkę" w swojej biegowej karierze!).
Music is the key
Będzie trochę xFactorowo ;-).
I jeszcze jeden uczestnik, można powiedzieć, weteran (startował już w Mam Talent):
Przeczytano
Jak to się robi w... bieganiu, czyli lektury Jurka Skarżyńskiego ciąg dalszy i jeszcze kilka artykułów z Runner's World, a także z tygodnika Wprost.
Man of the day
Quentino machnął dzisiaj życiówkę w Półmaratonie Warszawskim i to jaką: zszedł poniżej 1:30. Sławek, wielkie gratulacje!
Chciałbym za rok też mieć taki wynik.
Dzień był krótszy, ale jakby dłuższy ;-). Krótszy obiektywnie, bo zmienił się czas na letni. Dłuższy, bo zastosowałem technikę... nicnierobienia :-D. Czyli leniuchowanie na maksa. To ostatnia okazja przed startem za tydzień, aby nic nie robić. Teraz w planie 4 dni treningowe pod rząd, mała przerwa w piątek i rozruch w sobotę. No bardzo jestem ciekawy efektu końcowego ;-).
Run or not run?
Absolutne zero! Dzisiaj nawet pożyczyłem swojej żonie Garmina (machnęła pierwszą "dwudziestkę" w swojej biegowej karierze!).
Music is the key
Będzie trochę xFactorowo ;-).
I jeszcze jeden uczestnik, można powiedzieć, weteran (startował już w Mam Talent):
Przeczytano
Jak to się robi w... bieganiu, czyli lektury Jurka Skarżyńskiego ciąg dalszy i jeszcze kilka artykułów z Runner's World, a także z tygodnika Wprost.
Man of the day
Quentino machnął dzisiaj życiówkę w Półmaratonie Warszawskim i to jaką: zszedł poniżej 1:30. Sławek, wielkie gratulacje!
Chciałbym za rok też mieć taki wynik.
sobota, 26 marca 2011
Ostatni taki trening
Myśli nieuczesane
To ostatni taki trening w moim planie. Wycieczka biegowa, 20 km i pobiegłem, gdzie... oczy poniosą. Nie miałem za dużo takich dłuższych wybiegań. Sporo opuściłem. Ciekawe, czy nie przełoży się to na ostateczny wynik.
A rano miałem już wątpliwości, czy w ogóle pobiegnę. Za oknem śnieg i wiatr. Paskudna pogoda. Na szczęście po południu wypogodziło się i udało się wykonać plan.
Run or not run?
Najpierw zapis z Garmina:
W planie była "dwudziestka" w spokojnym tempie 6:00/km, na tętnie 70-75% HRmax. Wyszło prawie idealnie, bo skończyłem w dwie godziny, a średnie tętno wyniosło 137 bpm, czyli w zakładanym przedziale. Chociaż tak naprawdę, to efektywnie było w przedziale 140-150 bpm, ale na usprawiedliwienie powiem, że miejscami sporo było pod górkę ;-).
Music is the key
Obejrzałem dzisiaj z przyjemnością program "Bitwa na głosy" i jestem zbudowany poziomem. Mamy sporo uzdolnionych muzycznie ludzi. I co ciekawe w różnym wieku!
A poniżej kawałek z tego programu w oryginalnym wykonaniu U2:
Przeczytano
Idę właśnie czytać guru. Wcześniej nie miałem okazji poczytać czegokolwiek.
Man of the day
Dzisiaj pożegnanie Wielkiego Mistrza z Wisły, ale Adamowi oddałem już to co cesarskie ;-). Chciałem napisać o Maćku Miecznikowskim. Jego zespół zaśpiewał dzisiaj piosenkę Queen - Bohemian Rapsody i należą się wielkie brawa, właśnie Maćkowi, bo pomysł, choreografia i interpretacja, coś czuję, że to głównie jego zasługa. Z przyjemnością się to oglądało, aż ciary szły po plecach ;-).
To ostatni taki trening w moim planie. Wycieczka biegowa, 20 km i pobiegłem, gdzie... oczy poniosą. Nie miałem za dużo takich dłuższych wybiegań. Sporo opuściłem. Ciekawe, czy nie przełoży się to na ostateczny wynik.
A rano miałem już wątpliwości, czy w ogóle pobiegnę. Za oknem śnieg i wiatr. Paskudna pogoda. Na szczęście po południu wypogodziło się i udało się wykonać plan.
Run or not run?
Najpierw zapis z Garmina:
W planie była "dwudziestka" w spokojnym tempie 6:00/km, na tętnie 70-75% HRmax. Wyszło prawie idealnie, bo skończyłem w dwie godziny, a średnie tętno wyniosło 137 bpm, czyli w zakładanym przedziale. Chociaż tak naprawdę, to efektywnie było w przedziale 140-150 bpm, ale na usprawiedliwienie powiem, że miejscami sporo było pod górkę ;-).
Music is the key
Obejrzałem dzisiaj z przyjemnością program "Bitwa na głosy" i jestem zbudowany poziomem. Mamy sporo uzdolnionych muzycznie ludzi. I co ciekawe w różnym wieku!
A poniżej kawałek z tego programu w oryginalnym wykonaniu U2:
Przeczytano
Idę właśnie czytać guru. Wcześniej nie miałem okazji poczytać czegokolwiek.
Man of the day
Dzisiaj pożegnanie Wielkiego Mistrza z Wisły, ale Adamowi oddałem już to co cesarskie ;-). Chciałem napisać o Maćku Miecznikowskim. Jego zespół zaśpiewał dzisiaj piosenkę Queen - Bohemian Rapsody i należą się wielkie brawa, właśnie Maćkowi, bo pomysł, choreografia i interpretacja, coś czuję, że to głównie jego zasługa. Z przyjemnością się to oglądało, aż ciary szły po plecach ;-).
piątek, 25 marca 2011
Interwały
Myśli nieuczesane
Dzisiaj ostatni taki trening przed półmaratonem. Polubiłem interwały i chyba zaczną się pojawiać częściej w moim biegowym menu ;-). Szczególnie przed moimi startami w GP Poznania (muszę w końcu złamać te 23 minuty).
Run or not run?
Dziesięć 400-metrówek w tempie 1:55 każda, czyli 5:21/km. Pomiędzy nimi 2-minutowe przerwy w truchcie. Wszystko na bieżni w klubie, bo tak mi wygodniej i praktyczniej. Tętno miało być w przedziale 85-90% HRmax, czyli 157-167 bpm. A było? Jak zwykle niżej: średnie z całości to 125 bpm, ale efektywne w okolicach 140 bpm (max. 144 bpm). To nadal dużo poniżej, co mnie cieszy, bo oznacza, że mam jeszcze zapas.
Music is the key
Dzisiaj taki oto kawałek (dla dodania świeżości ;-)):
Przeczytano
Ze skrzynki pocztowej wyciągnąłem nowy numer Runner's World, ale nie zdążyłem jeszcze poczytać (tylko przejrzałem). Kolejna porcja "Biegiem przez życie".
Woman of the day
We "Wprost" przeczytałem o Elżbiecie Jaworowicz (tej od "Sprawy dla reportera"). Choć nie przepadam za nią, to szanuję, że przez tyle lat jest na topie i to w telewizji publicznej.
Dzisiaj ostatni taki trening przed półmaratonem. Polubiłem interwały i chyba zaczną się pojawiać częściej w moim biegowym menu ;-). Szczególnie przed moimi startami w GP Poznania (muszę w końcu złamać te 23 minuty).
Run or not run?
Dziesięć 400-metrówek w tempie 1:55 każda, czyli 5:21/km. Pomiędzy nimi 2-minutowe przerwy w truchcie. Wszystko na bieżni w klubie, bo tak mi wygodniej i praktyczniej. Tętno miało być w przedziale 85-90% HRmax, czyli 157-167 bpm. A było? Jak zwykle niżej: średnie z całości to 125 bpm, ale efektywne w okolicach 140 bpm (max. 144 bpm). To nadal dużo poniżej, co mnie cieszy, bo oznacza, że mam jeszcze zapas.
Music is the key
Dzisiaj taki oto kawałek (dla dodania świeżości ;-)):
Przeczytano
Ze skrzynki pocztowej wyciągnąłem nowy numer Runner's World, ale nie zdążyłem jeszcze poczytać (tylko przejrzałem). Kolejna porcja "Biegiem przez życie".
Woman of the day
We "Wprost" przeczytałem o Elżbiecie Jaworowicz (tej od "Sprawy dla reportera"). Choć nie przepadam za nią, to szanuję, że przez tyle lat jest na topie i to w telewizji publicznej.
czwartek, 24 marca 2011
Przesilenie wiosenne
Myśli nieuczesane
Od kilku dni mamy kalendarzową wiosnę. W ten weekend wracamy do czasu letniego, a mnie tymczasem dopada jakaś niemoc. Dzisiaj miały być "ciężary", a skończyło się jak... zawsze w takim przypadku ostatnio, czyli odpuszczeniem. Nie mam serca do siłowych ćwiczeń. Mam nadzieję, że po starcie w Półmaratonie Poznańskim wrócą chęci.
Run or not run?
Nie ma o czym pisać ;-).
Music is the key
Taki kawałek mi dzisiaj przyszedł do głowy. Uwielbiam tego gościa (słuchać) ;-).
Przeczytano
Trochę poczytałem ostatni "Wprost", a także część rozmowy Teresy Torańskiej z posłem Brudzińskim. Ta rozmowa wkrótce pewnie zawiśnie w całości na stronach portalu gazeta.pl.
Man of the day
Guru po raz drugi chyba, ale całkiem zasłużenie. Tym razem za nagrodę Fair Play PKOL.
Od kilku dni mamy kalendarzową wiosnę. W ten weekend wracamy do czasu letniego, a mnie tymczasem dopada jakaś niemoc. Dzisiaj miały być "ciężary", a skończyło się jak... zawsze w takim przypadku ostatnio, czyli odpuszczeniem. Nie mam serca do siłowych ćwiczeń. Mam nadzieję, że po starcie w Półmaratonie Poznańskim wrócą chęci.
Run or not run?
Nie ma o czym pisać ;-).
Music is the key
Taki kawałek mi dzisiaj przyszedł do głowy. Uwielbiam tego gościa (słuchać) ;-).
Przeczytano
Trochę poczytałem ostatni "Wprost", a także część rozmowy Teresy Torańskiej z posłem Brudzińskim. Ta rozmowa wkrótce pewnie zawiśnie w całości na stronach portalu gazeta.pl.
Man of the day
Guru po raz drugi chyba, ale całkiem zasłużenie. Tym razem za nagrodę Fair Play PKOL.
środa, 23 marca 2011
Bez pomysłu na tytuł dzisiejszej notki
Myśli nieuczesane
Jakoś mnie dzisiaj opuściła wena ;-). Zacząłem tę notkę w środę, ale kończę... w czwartek. Treningowo było lajtowo, czyli 10 km w tempie 6:30/km na tętnie 65% HRmax. Wieczorkiem za to, udaliśmy się z małżonką do kina na "Salę samobójców". Film dość ciężki w odbiorze, powiedziałbym, że głównie dla rodziców, którzy nie zdają sobie sprawy z zagrożeń, jakie niesie niekontrolowane używanie internetu przez ich nastoletnie dzieci. I pomijam tutaj taką oczywistą oczywistość jak konieczność ROZMAWIANIA z dzieciakami, ale na stopie przyjacielskiej, a nie mentorskiej. Podejrzewam, że wielu rodzicom otworzyłyby się oczy na pewne sprawy (niestety).
Run or not run?
"Dyszka" na bieżni j.w. Przy tej prędkości dość często miałem problemy ze zmieszczeniem się w zakładanym przedziale tętna. Nie inaczej było i teraz, ale jest coraz lepiej. Średnie tętno: 124 bpm, efektywne poniżej 130, a maksymalne 138 bpm (choć był to raczej błędny odczyt, tzw. pik).
Music is the key
Mega utworek z lat 70-tych: Thin Lizzy i ich "Whiskey in the jar".
I choć oryginał jest super, to uwielbiam również to wykonanie:
Przeczytano
C.d. guru. Tym razem rozdział o akcesoriach biegowych, czyli zegarkach, pulsometrach, czołówkach i innych gadżetach ;-).
Woman of the day
Aneta Kręglicka, jedyna do tej pory Polka, która zdobyła tytuł Miss World. Skończyła dzisiaj 46 lat.
Jakoś mnie dzisiaj opuściła wena ;-). Zacząłem tę notkę w środę, ale kończę... w czwartek. Treningowo było lajtowo, czyli 10 km w tempie 6:30/km na tętnie 65% HRmax. Wieczorkiem za to, udaliśmy się z małżonką do kina na "Salę samobójców". Film dość ciężki w odbiorze, powiedziałbym, że głównie dla rodziców, którzy nie zdają sobie sprawy z zagrożeń, jakie niesie niekontrolowane używanie internetu przez ich nastoletnie dzieci. I pomijam tutaj taką oczywistą oczywistość jak konieczność ROZMAWIANIA z dzieciakami, ale na stopie przyjacielskiej, a nie mentorskiej. Podejrzewam, że wielu rodzicom otworzyłyby się oczy na pewne sprawy (niestety).
Run or not run?
"Dyszka" na bieżni j.w. Przy tej prędkości dość często miałem problemy ze zmieszczeniem się w zakładanym przedziale tętna. Nie inaczej było i teraz, ale jest coraz lepiej. Średnie tętno: 124 bpm, efektywne poniżej 130, a maksymalne 138 bpm (choć był to raczej błędny odczyt, tzw. pik).
Music is the key
Mega utworek z lat 70-tych: Thin Lizzy i ich "Whiskey in the jar".
I choć oryginał jest super, to uwielbiam również to wykonanie:
Przeczytano
C.d. guru. Tym razem rozdział o akcesoriach biegowych, czyli zegarkach, pulsometrach, czołówkach i innych gadżetach ;-).
Woman of the day
Aneta Kręglicka, jedyna do tej pory Polka, która zdobyła tytuł Miss World. Skończyła dzisiaj 46 lat.
wtorek, 22 marca 2011
Jestem biedakiem - kupuję w Biedronce ;-)
Myśli nieuczesane
Jakże się dzisiaj ucieszyłem. Zostałem zakwalifikowany do najuboższej warstwy społeczeństwa. Ponieważ zakupy robię w Biedronce, to Prezes był łaskaw zauważyć, że należę do grupy najbiedniejszych. Nawet się ucieszyłem, bo wolę być biednym niż... głupim! I do tego tak cynicznym. Użyłbym mocniejszych słów, ale... dla tego pana (specjalnie przez małe "p") nie warto. A poza tym fajnie, że ten człowiek, po raz kolejny, strzela sobie sam w stopę (a nawet obie stopy) :-). A jeśli chodzi o bieganie i plany treningowe to dzisiaj była... laba. Niby miały być ćwiczenia siłowe, ale nie dałem rady się zwlec rano z łóżka. A później mi się nie chciało ;-). Odrobiłem za to zaległości w spaniu.
Run or not run?
No run, no fun, czyli dzień totalnego odpoczynku.
Music is the key
Kolejny kawałek z obrzeży Krainy Łagodności:
Przeczytano
Rozmowy Najsztuba z dwiema kobietami, nagrodzonymi tytułem Ludzie Roku 2010 tygodnika Wprost, Henryką Krzywonos i Justyną Kowalczyk. Polecam! Warto się oderwać od bagna polityki i dostrzec, że nie tylko cynizm i obłuda są w cenie.
Man of the day
Nie mogę sobie odmówić: członek wyższej klasy społecznej, w otoczeniu swoich popleczników: Jarosław Kaczyński. Mam nadzieję (ciągle), że sytuacja z roku 2005 się nie powtórzy, bo to będzie oznaczało, że kłamstwo, obłuda, cynizm, demagogia i tani populizm nadal są wartościami dla znaczącej części Polaków.
Jakże się dzisiaj ucieszyłem. Zostałem zakwalifikowany do najuboższej warstwy społeczeństwa. Ponieważ zakupy robię w Biedronce, to Prezes był łaskaw zauważyć, że należę do grupy najbiedniejszych. Nawet się ucieszyłem, bo wolę być biednym niż... głupim! I do tego tak cynicznym. Użyłbym mocniejszych słów, ale... dla tego pana (specjalnie przez małe "p") nie warto. A poza tym fajnie, że ten człowiek, po raz kolejny, strzela sobie sam w stopę (a nawet obie stopy) :-). A jeśli chodzi o bieganie i plany treningowe to dzisiaj była... laba. Niby miały być ćwiczenia siłowe, ale nie dałem rady się zwlec rano z łóżka. A później mi się nie chciało ;-). Odrobiłem za to zaległości w spaniu.
Run or not run?
No run, no fun, czyli dzień totalnego odpoczynku.
Music is the key
Kolejny kawałek z obrzeży Krainy Łagodności:
Przeczytano
Rozmowy Najsztuba z dwiema kobietami, nagrodzonymi tytułem Ludzie Roku 2010 tygodnika Wprost, Henryką Krzywonos i Justyną Kowalczyk. Polecam! Warto się oderwać od bagna polityki i dostrzec, że nie tylko cynizm i obłuda są w cenie.
Man of the day
Nie mogę sobie odmówić: członek wyższej klasy społecznej, w otoczeniu swoich popleczników: Jarosław Kaczyński. Mam nadzieję (ciągle), że sytuacja z roku 2005 się nie powtórzy, bo to będzie oznaczało, że kłamstwo, obłuda, cynizm, demagogia i tani populizm nadal są wartościami dla znaczącej części Polaków.
poniedziałek, 21 marca 2011
Kolejny tydzień czas zacząć
Myśli nieuczesane
To przedostatni tydzień planu treningowego pod "połówkę" w Poznaniu. Szybka dycha na bieżni z samego rana nie jest zła. Najgorsze jest to wczesne wstawanie. Wspominałem już kiedyś, że muszę zacząć chodzić wcześniej spać, ale nie jest to takie łatwe ;-). Idzie wiosna, może dłuższy dzień i to, że świtem jest już jasno jakoś mi w tym pomoże?
Run or not run?
10 km na bieżni w tempie 5:10/km. Żwawo, ale chyba dobrze. Spociłem się jak smok, ale za to nie czułem zmęczenia. Średnie tętno wyszło 144 bpm, ale tylko pierwsze 5 km było poniżej pierwszego zakresu. Druga połówka już w okolicach 150 bpm. I tak ciągle to jest poniżej zakładanego tętna (miało się mieścić w przedziale 157-167 bpm; a maksymalnie doszedłem do 152 bpm).
Music is the key
Taki energetyczny kawałek. U nas znany z reklamy lodów Algida ;-)
Przeczytano
Bardzo fajny artykuł w Wyborczej. Polecam! Obejrzałem też Lisa, ale stwierdziłem, że niektórzy są niereformowalni i dziwię się, że w ogóle są zapraszani do takich programów (z góry przecież wiadomo, co powiedzą). Rozczarowała mnie pani Szczuka. I to mocno. Myślałem, że jest inteligentną osobą, a tymczasem dała się ponieść emocjom i wciągnąć w bezsensowną pyskówkę.
Man of the day
Mario Balotelli, piłkarz Manchester City. Niedawno wyleciał z boiska za debilny faul podczas meczu Ligi Europejskiej, co przyczyniło się do tego, że jego zespół odpadł z tych rozgrywek. Niestety jest przykładem na to, że piłkarze rzadko mają poukładane w głowie (choć zdarzają się wyjątki). Ale dzisiejszy tytuł dostaje za ten filmik:
To przedostatni tydzień planu treningowego pod "połówkę" w Poznaniu. Szybka dycha na bieżni z samego rana nie jest zła. Najgorsze jest to wczesne wstawanie. Wspominałem już kiedyś, że muszę zacząć chodzić wcześniej spać, ale nie jest to takie łatwe ;-). Idzie wiosna, może dłuższy dzień i to, że świtem jest już jasno jakoś mi w tym pomoże?
Run or not run?
10 km na bieżni w tempie 5:10/km. Żwawo, ale chyba dobrze. Spociłem się jak smok, ale za to nie czułem zmęczenia. Średnie tętno wyszło 144 bpm, ale tylko pierwsze 5 km było poniżej pierwszego zakresu. Druga połówka już w okolicach 150 bpm. I tak ciągle to jest poniżej zakładanego tętna (miało się mieścić w przedziale 157-167 bpm; a maksymalnie doszedłem do 152 bpm).
Music is the key
Taki energetyczny kawałek. U nas znany z reklamy lodów Algida ;-)
Przeczytano
Bardzo fajny artykuł w Wyborczej. Polecam! Obejrzałem też Lisa, ale stwierdziłem, że niektórzy są niereformowalni i dziwię się, że w ogóle są zapraszani do takich programów (z góry przecież wiadomo, co powiedzą). Rozczarowała mnie pani Szczuka. I to mocno. Myślałem, że jest inteligentną osobą, a tymczasem dała się ponieść emocjom i wciągnąć w bezsensowną pyskówkę.
Man of the day
Mario Balotelli, piłkarz Manchester City. Niedawno wyleciał z boiska za debilny faul podczas meczu Ligi Europejskiej, co przyczyniło się do tego, że jego zespół odpadł z tych rozgrywek. Niestety jest przykładem na to, że piłkarze rzadko mają poukładane w głowie (choć zdarzają się wyjątki). Ale dzisiejszy tytuł dostaje za ten filmik:
niedziela, 20 marca 2011
Zielono mi...
Myśli nieuczesane
Dzisiaj zaświeciło słońce i postanowiliśmy wybrać się na mecz Warty Poznań. Wejściówki, nowa pani Prezes, rozdawała za darmo, więc była okazja zobaczyć, po raz pierwszy od otwarcia, nowy stadion miejski. Ale najpierw trzeba było 1,5 godziny wystać w kolejce po wejściówki. Generalnie stadion na mnie nie zrobił większego wrażenia. Jak na tyle władowanej kasy (ponad 700 mln zł) to nawet jestem mocno rozczarowany. Od początku mówiłem, że czwarta trybuna powinna być zburzona i wtedy bryła ładnie by się komponowała. Oddzielny temat to murawa. To jest po prostu wstyd, żeby na takim stadionie było takie "kartoflisko". Po prostu ŻENADA!
A co do samego meczu: Warta wygrała z GKS Katowice 2:1, choć mogła zdecydowanie więcej. Nad oprawą meczową musi jeszcze pani Prezes sporo popracować, bo póki co, to najgłośniejsi byli kibice z Katowic (zapewne jakieś 100 osób), którzy byli lepsi od zawodników. Nastrój na trybunach raczej sielankowy, ale trudno się dziwić. Przyszło ok. 20 tysięcy Poznaniaków. Sporo całych rodzin z dziećmi. I to jest duży plus. Szkoda tylko, że zawsze znajdą się pijane i wulgarne "buraki", które skutecznie odstraszają innych do przychodzenia na stadion.
Run or not run?
Dzisiaj wolne. Po wczorajszej życiówce chciałem odpocząć od biegania i także dojść do stanu używalności swoim obolałym stopom ;-).
Music is the key
W nawiązaniu do meczu, wrzucam hymn "Zielonych", dla przypomnienia, najstarszego klubu z Poznania:
Przeczytano
Trochę poczytałem Jurka, ale generalnie miałem dzisiaj dzień bardziej telewizyjny (xFactor).
Man of the day
Ehh, Adam przekazał pałeczkę Kamilowi. Łza się w oku zakręciła, szczególnie jak się ogląda takie filmy:
Dzięki, Adamie! Śmiało można rzec, że jesteś jednym z najlepszych sportowców w historii (o ile nie najlepszym) :-)
Dzisiaj zaświeciło słońce i postanowiliśmy wybrać się na mecz Warty Poznań. Wejściówki, nowa pani Prezes, rozdawała za darmo, więc była okazja zobaczyć, po raz pierwszy od otwarcia, nowy stadion miejski. Ale najpierw trzeba było 1,5 godziny wystać w kolejce po wejściówki. Generalnie stadion na mnie nie zrobił większego wrażenia. Jak na tyle władowanej kasy (ponad 700 mln zł) to nawet jestem mocno rozczarowany. Od początku mówiłem, że czwarta trybuna powinna być zburzona i wtedy bryła ładnie by się komponowała. Oddzielny temat to murawa. To jest po prostu wstyd, żeby na takim stadionie było takie "kartoflisko". Po prostu ŻENADA!
A co do samego meczu: Warta wygrała z GKS Katowice 2:1, choć mogła zdecydowanie więcej. Nad oprawą meczową musi jeszcze pani Prezes sporo popracować, bo póki co, to najgłośniejsi byli kibice z Katowic (zapewne jakieś 100 osób), którzy byli lepsi od zawodników. Nastrój na trybunach raczej sielankowy, ale trudno się dziwić. Przyszło ok. 20 tysięcy Poznaniaków. Sporo całych rodzin z dziećmi. I to jest duży plus. Szkoda tylko, że zawsze znajdą się pijane i wulgarne "buraki", które skutecznie odstraszają innych do przychodzenia na stadion.
Run or not run?
Dzisiaj wolne. Po wczorajszej życiówce chciałem odpocząć od biegania i także dojść do stanu używalności swoim obolałym stopom ;-).
Music is the key
W nawiązaniu do meczu, wrzucam hymn "Zielonych", dla przypomnienia, najstarszego klubu z Poznania:
Przeczytano
Trochę poczytałem Jurka, ale generalnie miałem dzisiaj dzień bardziej telewizyjny (xFactor).
Man of the day
Ehh, Adam przekazał pałeczkę Kamilowi. Łza się w oku zakręciła, szczególnie jak się ogląda takie filmy:
Dzięki, Adamie! Śmiało można rzec, że jesteś jednym z najlepszych sportowców w historii (o ile nie najlepszym) :-)
sobota, 19 marca 2011
Po sławę, pamięć i... życiówkę
Myśli nieuczesane
Sobota, 19 marca. Być może dzień jakich wiele, ale dla mnie jeden z tych, o których będę długo pamiętał. Rano za oknem niezbyt przyjemnie. Wieje i jest dość nieprzyjemnie. Obfite śniadanie 3 godziny przed startem wciągnięte. Przygotowania pełną parą. Wszystko musi grać na tip-top. Mam tylko dylemat co do stroju. Ale po doświadczeniach z zeszłego roku wiem, że nie warto ubierać się za ciepło.
11:07 wskakujemy z żoną w tramwaj linii nr 8 i udajemy się nad Maltę. Wszędzie dookoła widać, że to święto biegania. Cała masa ludzi ubrana w sportowe stroje i buty. Udziela się, tak charakterystyczna, atmosfera przedstartowa. Trafiamy nad Maltę. A tam już ludzi jak... mrówków ;-). Pakujemy zbędne rzeczy do worków i udajemy się na start. Na Baraniaka morze ludzi. Ustawiamy się w przydzielonym sektorze C. Przez moment widzę Quentino, Johnsona i Corvusa. Niestety biegną już zająć dobre miejsca przed startem. Finałowe odliczanie trwa... i falstart ;-). To też już tradycja tak dużych biegów. W końcu docieramy do linii startu. Włączam Garmina i w drogę. Pierwszy kilometr to walka o pozycję i wyprzedzanie wolniejszych zawodników. Standardowo za szybko. Kontroluję sytuację. Na lewej ręce mam przytwierdzoną agrafkami rozpiskę z tzw. międzyczasami (co kilometr). Pierwszą piątkę mam biec w czasie 4:55/km, drugą - 10 sekund szybciej. Trzymam się założeń biegnąc delikatnie szybciej. Po półmetku przyspieszam. Jest dobrze, ale zaczyna się 7 kilometr i lekki niedoczas. To zasługa przeciwnego wiatru. Cały czas mam na oku zawodnika w niebieskiej koszulce z napisem Ścieżki biegowe - Poznań. Postanawiam się podłączyć i trzymać jego tempa, tym bardziej, że jest bardzo zbliżone do mojego zakładanego. Mija 7 i 8 kilometr. Cały czas czuję, że jest dobrze. Mijam tabliczkę z napisem 9 km i krzyczę do "mojego" zająca: "Siły jeszcze są?". Odpowiada mi przecząco, więc przyspieszam i dziękuję za "podwiezienie". Jeszcze przed metą postanawiam wyprzedzić 2 osoby i sprintem wpadam na metę. Już wiem, że zrobiłem zakładany wynik. Jestem bardzo, bardzo zadowolony. Ale to nie koniec mojego szczęścia.
Po biegu idę odebrać kurtkę i spoglądając na zegarek, oceniam, że zdążę jeszcze coś przekąsić. I tu małe wtrącenie.
Moja żona, która biega od jakiegoś roku, dzisiaj po raz pierwszy wzięła udział w tak dużym biegu. Wcześniej biegała już "piątki" w GP Poznania, nad Rusałką. Ale dzisiaj to był dla niej "duży" sprawdzian. I oczywiście duży stres związany... z obawą, że przybiegnie ostatnia i będzie poruta ;-). Przygotowałem nawet jest rozpiskę z międzyczasami na wynik 1 godzina i 15 minut. Stąd wiadomo już dlaczego oceniałem, że zdążę coś zjeść :-).
Odebrałem swój przydział i spotkałem jeszcze jednego kolegę, którego poznałem w GP Poznania. My tu gadu-gadu, a tymczasem, spoglądając w stronę trasy, kątem oka, zauważam znajomą postać. Moja ŻONA! Spoglądam na oficjalny czas, a tu nie minęła jeszcze godzina. Chwytam tackę z wałówą, pączka i pędzę do mety ;-). Moja żona wykręciła 59:25 !!! A przecież jej najszybsze 5 km kilometrów w tym roku to 30:10!
Ależ zrobiła mi niespodziankę. Jestem z niej bardzo, bardzo, ale to bardzo dumny.
Brawa dla tej Pani! No i ma swój pierwszy medal (zresztą bardzo ładny).
Run or not run?
Oj się działo. Najpierw zapis z mojego Garmina:
A teraz kilka słów komentarza. Tak wyglądał mój plan taktyczny na ten bieg:
1 km - 4:55:00
2 km - 9:50:00
3 km - 14:45:00
4 km - 19:40:00
5 km - 24:35:00
6 km - 29:25:00
7 km - 34:15:00
8 km - 39:05:00
9 km - 43:55:00
10 km - 48:45:00
I muszę się pochwalić, bo prawie idealnie udało się go wykonać. Mój czas na mecie: 48:40. Życiówka sprzed roku pobita o blisko 3 minuty (51:32). Jest progres, jest satysfakcja. I pytanie: Czy za dwa tygodnie na półmaratonie będę w stanie pobiec całe 21 km w tempie 4:58/km? Hmm, zobaczymy.
Music is the key
Dzisiaj nic innego mi nie przychodzi na myśl:
Przeczytano
Cały rozdział o żywieniu z biblii Guru, JS. Od czasu jak zacząłem zwracać uwagę na to co jem, to zauważam, że to naprawdę ma znaczenie. A szczególnie dla nas biegaczy.
Woman of the day
Dzisiaj werdykt może być tylko jeden: Moja Wspaniała Żona. Dziękuję Ci Kochanie, za te chwilę niedowierzania i radości, kiedy przekraczałaś dzisiaj metę. Po cichu, wierzyłem, że dasz radę "wykręcić" dobry wynik, ale to przerosło moje oczekiwania!
Sobota, 19 marca. Być może dzień jakich wiele, ale dla mnie jeden z tych, o których będę długo pamiętał. Rano za oknem niezbyt przyjemnie. Wieje i jest dość nieprzyjemnie. Obfite śniadanie 3 godziny przed startem wciągnięte. Przygotowania pełną parą. Wszystko musi grać na tip-top. Mam tylko dylemat co do stroju. Ale po doświadczeniach z zeszłego roku wiem, że nie warto ubierać się za ciepło.
11:07 wskakujemy z żoną w tramwaj linii nr 8 i udajemy się nad Maltę. Wszędzie dookoła widać, że to święto biegania. Cała masa ludzi ubrana w sportowe stroje i buty. Udziela się, tak charakterystyczna, atmosfera przedstartowa. Trafiamy nad Maltę. A tam już ludzi jak... mrówków ;-). Pakujemy zbędne rzeczy do worków i udajemy się na start. Na Baraniaka morze ludzi. Ustawiamy się w przydzielonym sektorze C. Przez moment widzę Quentino, Johnsona i Corvusa. Niestety biegną już zająć dobre miejsca przed startem. Finałowe odliczanie trwa... i falstart ;-). To też już tradycja tak dużych biegów. W końcu docieramy do linii startu. Włączam Garmina i w drogę. Pierwszy kilometr to walka o pozycję i wyprzedzanie wolniejszych zawodników. Standardowo za szybko. Kontroluję sytuację. Na lewej ręce mam przytwierdzoną agrafkami rozpiskę z tzw. międzyczasami (co kilometr). Pierwszą piątkę mam biec w czasie 4:55/km, drugą - 10 sekund szybciej. Trzymam się założeń biegnąc delikatnie szybciej. Po półmetku przyspieszam. Jest dobrze, ale zaczyna się 7 kilometr i lekki niedoczas. To zasługa przeciwnego wiatru. Cały czas mam na oku zawodnika w niebieskiej koszulce z napisem Ścieżki biegowe - Poznań. Postanawiam się podłączyć i trzymać jego tempa, tym bardziej, że jest bardzo zbliżone do mojego zakładanego. Mija 7 i 8 kilometr. Cały czas czuję, że jest dobrze. Mijam tabliczkę z napisem 9 km i krzyczę do "mojego" zająca: "Siły jeszcze są?". Odpowiada mi przecząco, więc przyspieszam i dziękuję za "podwiezienie". Jeszcze przed metą postanawiam wyprzedzić 2 osoby i sprintem wpadam na metę. Już wiem, że zrobiłem zakładany wynik. Jestem bardzo, bardzo zadowolony. Ale to nie koniec mojego szczęścia.
Po biegu idę odebrać kurtkę i spoglądając na zegarek, oceniam, że zdążę jeszcze coś przekąsić. I tu małe wtrącenie.
Moja żona, która biega od jakiegoś roku, dzisiaj po raz pierwszy wzięła udział w tak dużym biegu. Wcześniej biegała już "piątki" w GP Poznania, nad Rusałką. Ale dzisiaj to był dla niej "duży" sprawdzian. I oczywiście duży stres związany... z obawą, że przybiegnie ostatnia i będzie poruta ;-). Przygotowałem nawet jest rozpiskę z międzyczasami na wynik 1 godzina i 15 minut. Stąd wiadomo już dlaczego oceniałem, że zdążę coś zjeść :-).
Odebrałem swój przydział i spotkałem jeszcze jednego kolegę, którego poznałem w GP Poznania. My tu gadu-gadu, a tymczasem, spoglądając w stronę trasy, kątem oka, zauważam znajomą postać. Moja ŻONA! Spoglądam na oficjalny czas, a tu nie minęła jeszcze godzina. Chwytam tackę z wałówą, pączka i pędzę do mety ;-). Moja żona wykręciła 59:25 !!! A przecież jej najszybsze 5 km kilometrów w tym roku to 30:10!
Ależ zrobiła mi niespodziankę. Jestem z niej bardzo, bardzo, ale to bardzo dumny.
Brawa dla tej Pani! No i ma swój pierwszy medal (zresztą bardzo ładny).
Run or not run?
Oj się działo. Najpierw zapis z mojego Garmina:
A teraz kilka słów komentarza. Tak wyglądał mój plan taktyczny na ten bieg:
1 km - 4:55:00
2 km - 9:50:00
3 km - 14:45:00
4 km - 19:40:00
5 km - 24:35:00
6 km - 29:25:00
7 km - 34:15:00
8 km - 39:05:00
9 km - 43:55:00
10 km - 48:45:00
I muszę się pochwalić, bo prawie idealnie udało się go wykonać. Mój czas na mecie: 48:40. Życiówka sprzed roku pobita o blisko 3 minuty (51:32). Jest progres, jest satysfakcja. I pytanie: Czy za dwa tygodnie na półmaratonie będę w stanie pobiec całe 21 km w tempie 4:58/km? Hmm, zobaczymy.
Music is the key
Dzisiaj nic innego mi nie przychodzi na myśl:
Przeczytano
Cały rozdział o żywieniu z biblii Guru, JS. Od czasu jak zacząłem zwracać uwagę na to co jem, to zauważam, że to naprawdę ma znaczenie. A szczególnie dla nas biegaczy.
Woman of the day
Dzisiaj werdykt może być tylko jeden: Moja Wspaniała Żona. Dziękuję Ci Kochanie, za te chwilę niedowierzania i radości, kiedy przekraczałaś dzisiaj metę. Po cichu, wierzyłem, że dasz radę "wykręcić" dobry wynik, ale to przerosło moje oczekiwania!
piątek, 18 marca 2011
Przedstartowo
Myśli nieuczesane
Numer odebrany (817), autograf od Jurka Skarżyńskiego zdobyty :-). Tylko pogoda wszystko psuje :-(. Oby jutro dopisała. W biurze na Malcie bez tłoku (byliśmy z żoną po 19-ej). Pakiet skromniutki, ale takiego się spodziewałem (w tym roku tylko bidon Kalenji od Decathlona). Obawiam się tylko, że przy takiej masie startujących (1500 osób) może być tłoczno na wąskich odcinkach i o dobry rezultat będzie ciężko. Najgorszy jednak może być silny wiatr (zapowiadają ok. 20 km/h). Zobaczymy.
Run or not run?
Wolne od biegania, zgodnie z zaleceniami. Ale w pracy mnie nosiło. Czułem już to podekscytowanie przed startem.
Music is the key
Po wczorajszym Donie Henley-u przyszła pora na mega kosmiczny kawałek The Eagles:
To co chłopaki wyprawiają na gitarach, to jest... poezja :-). Chciałbym kiedyś tak zagrać. Chyba wrócę do klasycznej gitary i szkoły Powroźniaka.
Przeczytano
Oprócz kilkudziesięciu stron biblii biegaczy, przerzuciłem też kilka stron z zaległego Runner's World. Bardzo fajne zestawienie 200 najlepszych patentów dotyczących biegania.
Man of the day
Jurek Skarżyński - ten facet nie przestaje mnie zadziwiać. W wieku 55 lat ciągle wygląda jakby miał... 30 lat. Trochę pogadaliśmy. Dostałem dedykację w jego najnowszej książce (którą właśnie czytam) i fajnie, że pobiegnie z nami jutro. Przygotowuje się do Mistrzostw Europy weteranów i chciałby złamać 35 minut! Boże, a ja mam 40 lat i chcę złamać 50 minut ;-). Lata świetlne mnie dzielą od takich wyników. Ale moja strategia zakłada systematyczny rozwój, na miarę własnych możliwości.
Numer odebrany (817), autograf od Jurka Skarżyńskiego zdobyty :-). Tylko pogoda wszystko psuje :-(. Oby jutro dopisała. W biurze na Malcie bez tłoku (byliśmy z żoną po 19-ej). Pakiet skromniutki, ale takiego się spodziewałem (w tym roku tylko bidon Kalenji od Decathlona). Obawiam się tylko, że przy takiej masie startujących (1500 osób) może być tłoczno na wąskich odcinkach i o dobry rezultat będzie ciężko. Najgorszy jednak może być silny wiatr (zapowiadają ok. 20 km/h). Zobaczymy.
Run or not run?
Wolne od biegania, zgodnie z zaleceniami. Ale w pracy mnie nosiło. Czułem już to podekscytowanie przed startem.
Music is the key
Po wczorajszym Donie Henley-u przyszła pora na mega kosmiczny kawałek The Eagles:
To co chłopaki wyprawiają na gitarach, to jest... poezja :-). Chciałbym kiedyś tak zagrać. Chyba wrócę do klasycznej gitary i szkoły Powroźniaka.
Przeczytano
Oprócz kilkudziesięciu stron biblii biegaczy, przerzuciłem też kilka stron z zaległego Runner's World. Bardzo fajne zestawienie 200 najlepszych patentów dotyczących biegania.
Man of the day
Jurek Skarżyński - ten facet nie przestaje mnie zadziwiać. W wieku 55 lat ciągle wygląda jakby miał... 30 lat. Trochę pogadaliśmy. Dostałem dedykację w jego najnowszej książce (którą właśnie czytam) i fajnie, że pobiegnie z nami jutro. Przygotowuje się do Mistrzostw Europy weteranów i chciałby złamać 35 minut! Boże, a ja mam 40 lat i chcę złamać 50 minut ;-). Lata świetlne mnie dzielą od takich wyników. Ale moja strategia zakłada systematyczny rozwój, na miarę własnych możliwości.
czwartek, 17 marca 2011
Już za chwileczkę, już za momencik...
Myśli nieuczesane
To ostatni trening przed sobotnim startem w Maniackiej Dziesiątce. Teoretycznie powinienem dzisiaj zaliczyć 15 km, ale ponieważ mój plan pod "połówkę" nie uwzględniał startu na 10 km, to zgodnie z zaleceniami guru Skarżyńskiego, zrobiłem dzisiaj 30 minut OWB1, czyli 5 km na bieżni i do tego dodałem 10 przebieżek 150-metrowych. Razem wyszło ok. 8 km. Oby tylko wiatr nie pokrzyżował moich planów w sobotę.
Run or not run?
Najpierw 5 km na bieżni w tempie 6:00/km na tętnie 128 bpm, czyli tzw. "lajcik". Później wymyśliłem sobie 10 przebieżek w następujący sposób:
3x150 m w tempie 5:00/km
3x150 m w tempie 4:55/km
3x150 m w tempie 4:50/km
i ostatnie 150 m w tempie 4:37/km.
Wszystko na przerwach 150-metrowych w truchcie (7:30/km). Nie chciałem też przesadzać z prędkością, dlatego te przebieżki potraktowałem jako dodatkowe rozgrzanie.
Ciekaw jestem, czy mocny trening z wtorku pozwoli na zastosowanie cudownego środka, zwanego superkompensacją? Już dawno nie czułem tego podekscytowania przed startem. Poza tym, to chyba moja jedyna "dycha" w tym roku, więc nie można dać plamy ;-).
Music is the key
Ach, ma się ten sentyment do lat 80-tych zeszłego stulecia. Dzisiaj jeden z moich ulubionych kawałków z tamtego okresu:
Przeczytano
Ciągnę dalej biblię wszystkich biegaczy. Jurek ma niezwykły dar opowiadania o rzeczach, które z pozoru wydają się nudne i mało strawne. Ale śmiało można powiedzieć, że dokonał przełomu w Polsce i dzięki niemu bieganie stało się "prostsze" i stało się sportem nie tylko dla "elity".
Man of the day
Ojciec Ludwik Wiśniewski - takich ludzi nam brakuje w Kościele. Ehh, gdzie te czasy, gdy dzięki mądrym duszpasterzom młodzi ludzie nie stawali po "ciemnej stronie mocy".
To ostatni trening przed sobotnim startem w Maniackiej Dziesiątce. Teoretycznie powinienem dzisiaj zaliczyć 15 km, ale ponieważ mój plan pod "połówkę" nie uwzględniał startu na 10 km, to zgodnie z zaleceniami guru Skarżyńskiego, zrobiłem dzisiaj 30 minut OWB1, czyli 5 km na bieżni i do tego dodałem 10 przebieżek 150-metrowych. Razem wyszło ok. 8 km. Oby tylko wiatr nie pokrzyżował moich planów w sobotę.
Run or not run?
Najpierw 5 km na bieżni w tempie 6:00/km na tętnie 128 bpm, czyli tzw. "lajcik". Później wymyśliłem sobie 10 przebieżek w następujący sposób:
3x150 m w tempie 5:00/km
3x150 m w tempie 4:55/km
3x150 m w tempie 4:50/km
i ostatnie 150 m w tempie 4:37/km.
Wszystko na przerwach 150-metrowych w truchcie (7:30/km). Nie chciałem też przesadzać z prędkością, dlatego te przebieżki potraktowałem jako dodatkowe rozgrzanie.
Ciekaw jestem, czy mocny trening z wtorku pozwoli na zastosowanie cudownego środka, zwanego superkompensacją? Już dawno nie czułem tego podekscytowania przed startem. Poza tym, to chyba moja jedyna "dycha" w tym roku, więc nie można dać plamy ;-).
Music is the key
Ach, ma się ten sentyment do lat 80-tych zeszłego stulecia. Dzisiaj jeden z moich ulubionych kawałków z tamtego okresu:
Przeczytano
Ciągnę dalej biblię wszystkich biegaczy. Jurek ma niezwykły dar opowiadania o rzeczach, które z pozoru wydają się nudne i mało strawne. Ale śmiało można powiedzieć, że dokonał przełomu w Polsce i dzięki niemu bieganie stało się "prostsze" i stało się sportem nie tylko dla "elity".
Man of the day
Ojciec Ludwik Wiśniewski - takich ludzi nam brakuje w Kościele. Ehh, gdzie te czasy, gdy dzięki mądrym duszpasterzom młodzi ludzie nie stawali po "ciemnej stronie mocy".
środa, 16 marca 2011
Mięśnie z opóźnionym zapłonem ;-)
Myśli nieuczesane
Tak jak pisałem wcześniej, w poniedziałek byłem, po blisko miesiącu przerwy, na siłowni i przerzuciłem te kilkadziesiąt ton żelastwa. Co dziwne, wczoraj nic nie czułem, a tylko nieznacznie obniżyłem obciążenia. Ale co się odwlecze, to nie uciecze. Dzisiaj rano poczułem już wszystkie te, które nie były katowane przez miesiąc ;-). Dałem sobie spokój i trochę wytchnienia tym bardziej, że dzisiaj i tak biegania nie było w planie.
Run or not run?
Ze sportu to dzisiaj... oglądam Ligę Mistrzów :-D. Niestety drużyna "Krystyny" prowadzi i na razie jest lepsza :-(.
Music is the key
Kolejny kawałek z płyty Lazy Hours:
Bardzo lubię słuchać tej muzyki, szczególnie wtedy, kiedy potrzebuję wyłączyć się.
Przeczytano
Ciekawy wywiad z Mariuszem Giżyńskim w zaległym numerze Runner's World (styczniowo-lutowym). Zapamiętałem jedną ze wskazówek: "Gdy jesteś zmęczony pracą, bez skrupułów przekładaj trening". Trochę czuję się usprawiedliwiony ;-).
Man of the day
"Największy" a zarazem "najmniejszy" patriota Polski - Jarek K. Takiego cynicznego człowieka, to... ehh szkoda słów. Chory człowiek z nienawiści. Mam nadzieję, że nie będzie powtórki z 2005 roku, choć PO robi wszystko, żeby do tego dopuścić.
Tak jak pisałem wcześniej, w poniedziałek byłem, po blisko miesiącu przerwy, na siłowni i przerzuciłem te kilkadziesiąt ton żelastwa. Co dziwne, wczoraj nic nie czułem, a tylko nieznacznie obniżyłem obciążenia. Ale co się odwlecze, to nie uciecze. Dzisiaj rano poczułem już wszystkie te, które nie były katowane przez miesiąc ;-). Dałem sobie spokój i trochę wytchnienia tym bardziej, że dzisiaj i tak biegania nie było w planie.
Run or not run?
Ze sportu to dzisiaj... oglądam Ligę Mistrzów :-D. Niestety drużyna "Krystyny" prowadzi i na razie jest lepsza :-(.
Music is the key
Kolejny kawałek z płyty Lazy Hours:
Bardzo lubię słuchać tej muzyki, szczególnie wtedy, kiedy potrzebuję wyłączyć się.
Przeczytano
Ciekawy wywiad z Mariuszem Giżyńskim w zaległym numerze Runner's World (styczniowo-lutowym). Zapamiętałem jedną ze wskazówek: "Gdy jesteś zmęczony pracą, bez skrupułów przekładaj trening". Trochę czuję się usprawiedliwiony ;-).
Man of the day
"Największy" a zarazem "najmniejszy" patriota Polski - Jarek K. Takiego cynicznego człowieka, to... ehh szkoda słów. Chory człowiek z nienawiści. Mam nadzieję, że nie będzie powtórki z 2005 roku, choć PO robi wszystko, żeby do tego dopuścić.
wtorek, 15 marca 2011
Trening pod życiówkę?
Myśli nieuczesane
Już w sobotę Maniacka Dziesiątka i moja próba zrobienia wyniku poniżej 49 minut. W związku z tym, zmodyfikowałem trochę dzisiejszy mój trening. W planie miałem 2x5 km w tempie 4:58/km z przerwą 10-minutową pomiędzy. Zrobiłem tak: pierwszą "piątkę" pobiegłem 5:00/km, później 10 minut szybkiego marszu i druga "piątka" w tempie 4:45/km. Udało się taki trening zrobić, ale nasunęły się pewne wątpliwości. Czy uda mi się przyspieszyć po 5 km, gdzie przecież nie będzie przerwy na dojście do siebie? I czy nie lepiej pobiec na początku w tempie 4:55/km, a później przyspieszyć do 4:50/km i w efekcie da to ten sam wynik, a różnica nie jest taka drastyczna? I tak chyba spróbuję w sobotę.
Run or not run?
Był speed, oj był. Dawno się tak nie spociłem. Co ciekawe: druga piątka, szybsza o 15 sekund na kilometr nie dała mi tak popalić jak pierwsza. Zakładane tętno miało się mieścić w przedziale 90-95% HRmax, czyli 167-176 bpm. Tymczasem średnie tętno wyszło... 149 bpm! Podczas pierwszej piątki praktycznie nie przekroczyłem 150 bpm. Dopiero w drugiej wszedłem na wyższy pułap i maksymalnie doszedłem do... 159 bpm, co oznacza, że nie dobiłem do dolnego zakładanego zakresu. Jest dobrze, a może być jeszcze lepiej. Oby tylko sił starczyło!
Music is the key
Dzisiaj trochę patriotyzmu lokalnego, czyli "Ezoteryczny Poznań":
Przeczytano
Bardzo fajny blog odkryłem: Zapiski z Granitowego Miasta. Dużo świetnych tekstów, które czyta się z przyjemnością.
Do tego kolejna dawka Runner's World-a i tekst o Zdzisławie Krzyszkowiaku.
Woman of the day
Czy ktoś ją pamięta: Sabrina Salerno. A ta piosenka była kiedyś wielkim hiciorem:
Już w sobotę Maniacka Dziesiątka i moja próba zrobienia wyniku poniżej 49 minut. W związku z tym, zmodyfikowałem trochę dzisiejszy mój trening. W planie miałem 2x5 km w tempie 4:58/km z przerwą 10-minutową pomiędzy. Zrobiłem tak: pierwszą "piątkę" pobiegłem 5:00/km, później 10 minut szybkiego marszu i druga "piątka" w tempie 4:45/km. Udało się taki trening zrobić, ale nasunęły się pewne wątpliwości. Czy uda mi się przyspieszyć po 5 km, gdzie przecież nie będzie przerwy na dojście do siebie? I czy nie lepiej pobiec na początku w tempie 4:55/km, a później przyspieszyć do 4:50/km i w efekcie da to ten sam wynik, a różnica nie jest taka drastyczna? I tak chyba spróbuję w sobotę.
Run or not run?
Był speed, oj był. Dawno się tak nie spociłem. Co ciekawe: druga piątka, szybsza o 15 sekund na kilometr nie dała mi tak popalić jak pierwsza. Zakładane tętno miało się mieścić w przedziale 90-95% HRmax, czyli 167-176 bpm. Tymczasem średnie tętno wyszło... 149 bpm! Podczas pierwszej piątki praktycznie nie przekroczyłem 150 bpm. Dopiero w drugiej wszedłem na wyższy pułap i maksymalnie doszedłem do... 159 bpm, co oznacza, że nie dobiłem do dolnego zakładanego zakresu. Jest dobrze, a może być jeszcze lepiej. Oby tylko sił starczyło!
Music is the key
Dzisiaj trochę patriotyzmu lokalnego, czyli "Ezoteryczny Poznań":
Przeczytano
Bardzo fajny blog odkryłem: Zapiski z Granitowego Miasta. Dużo świetnych tekstów, które czyta się z przyjemnością.
Do tego kolejna dawka Runner's World-a i tekst o Zdzisławie Krzyszkowiaku.
Woman of the day
Czy ktoś ją pamięta: Sabrina Salerno. A ta piosenka była kiedyś wielkim hiciorem:
poniedziałek, 14 marca 2011
Dobrze zacząć tydzień
Myśli nieuczesane
Teoretycznie nie lubię poniedziałków, ale czasami dobrze jest zacząć tydzień aktywnie. A dzisiaj się działo... Najpierw rano robiłem za "kolejkowego", czyli poszedłem wcześnie rano "wystać" miejsce mojej młodszej córce do ortodonty. W związku z tym musiałem zmienić pierwotne plany porannego przerzucania ton żelastwa. Do Nautilusa dotarłem dopiero ok. 18:30 i okazało się, że jest... tłoczno. W planie miałem swoje supersety, których nie robiłem już przez miesiąc (jak ten czas leci). Ale w związku z tym, że na sali ćwiczeń było ok. 40 osób o supersetach mogłem zapomnieć. Zrobiłem więc tylko... sety :-D. Tzn. zamiast jednego ćwiczenia po drugim, robiłem najpierw jedno (3 razy) i dopiero później drugie (3 razy). Trochę oszukałem przez to swój organizm, ale trening zrobiłem.
Run or not run?
Dzisiaj dzień bez biegania, ale za to z poczuciem dobrze wykonanej roboty ;-).
Music is the key
Niedawno zobaczyłem White Lies w telewizji i bardzo mi się spodobała ta kapela. Dlatego dzisiaj wrzucam ich kawałek:
Przeczytano
Zaległy artykuł o wybitnym polskim trenerze biegaczy, Tadeuszu Kępce. I wracam do książki Jurka Skarżyńskiego "Biegiem przez życie". Kupiłem jakiś czas temu nowe wydanie (bodajże już trzecie wydanie) tej książki. Mam też poprzednie, które jakiś rok temu przeczytałem. Wracam do nowego, bo... wiedzy nigdy za dużo ;-).
Man of the day
Orest Lenczyk - trener Śląska Wrocław. A dlaczego? Poczytajcie sami, to zrozumiecie. Trener jest od tego, żeby z drużyny wycisnąć to co najlepsze. Nie jest od tego, żeby dużo gadać w mediach i żeby ładnie wyglądać. I choć nie we wszystkim z nim się zgadzam, to uważam, że takich ludzi nam brakuje w polskiej piłce nożnej.
Teoretycznie nie lubię poniedziałków, ale czasami dobrze jest zacząć tydzień aktywnie. A dzisiaj się działo... Najpierw rano robiłem za "kolejkowego", czyli poszedłem wcześnie rano "wystać" miejsce mojej młodszej córce do ortodonty. W związku z tym musiałem zmienić pierwotne plany porannego przerzucania ton żelastwa. Do Nautilusa dotarłem dopiero ok. 18:30 i okazało się, że jest... tłoczno. W planie miałem swoje supersety, których nie robiłem już przez miesiąc (jak ten czas leci). Ale w związku z tym, że na sali ćwiczeń było ok. 40 osób o supersetach mogłem zapomnieć. Zrobiłem więc tylko... sety :-D. Tzn. zamiast jednego ćwiczenia po drugim, robiłem najpierw jedno (3 razy) i dopiero później drugie (3 razy). Trochę oszukałem przez to swój organizm, ale trening zrobiłem.
Run or not run?
Dzisiaj dzień bez biegania, ale za to z poczuciem dobrze wykonanej roboty ;-).
Music is the key
Niedawno zobaczyłem White Lies w telewizji i bardzo mi się spodobała ta kapela. Dlatego dzisiaj wrzucam ich kawałek:
Przeczytano
Zaległy artykuł o wybitnym polskim trenerze biegaczy, Tadeuszu Kępce. I wracam do książki Jurka Skarżyńskiego "Biegiem przez życie". Kupiłem jakiś czas temu nowe wydanie (bodajże już trzecie wydanie) tej książki. Mam też poprzednie, które jakiś rok temu przeczytałem. Wracam do nowego, bo... wiedzy nigdy za dużo ;-).
Man of the day
Orest Lenczyk - trener Śląska Wrocław. A dlaczego? Poczytajcie sami, to zrozumiecie. Trener jest od tego, żeby z drużyny wycisnąć to co najlepsze. Nie jest od tego, żeby dużo gadać w mediach i żeby ładnie wyglądać. I choć nie we wszystkim z nim się zgadzam, to uważam, że takich ludzi nam brakuje w polskiej piłce nożnej.
niedziela, 13 marca 2011
Stopo, pozwól... biegać!
Myśli nieuczesane
Po życiówce przyszła pora na nadrabianie zaległości treningowych. Jeszcze wczoraj myślałem, że z niedzielnego biegania będą nici. Prawa stopa, a w zasadzie pięta, nawalała, że hej ;-). Ale masaż i Naproxen złagodziły ból i rano okazało się, że nie jest najgorzej. Czyli damy radę. A do przekulania 25 km. O 10-ej meldujemy się z moją żoną na Malcie i ruszamy z tym koksem. Pierwsze kółko i wątpliwości powróciły. Biec, czy też dać sobie spokój? Biegnę. Na drugim kółku pięta trochę odpuściła. Po trzecim kółku (wyszło 16,5 km) jest decyzja: oszczędzam nogę, bo za tydzień Maniacka i szansa na kolejną życióweczkę.
A pogoda dzisiaj była cudna. Pół Poznania wyległo na Maltę ;-). W tej masie, cała masa biegaczy, ale także cykliści, rolkarze, piechurzy i spacerowicze.
Moja żonka też zrobiła trzy kółka, co dobrze rokuje przed półmaratonem w kwietniu (co prawda trochę marudzi, że nie da rady, ale skąd my to znamy?)
Run or not run?
Tradycyjnie, przy outdoor-owych treningach wrzucam zapis z Garmina:
Zakładane tempo miało wynosić 6:15/km. Wyszło troszkę szybciej 6:10/km (po wczorajszym "sprincie" na 5 km trudno było biec wolno ;-)). Za to tętno było już w zakładanym przedziale 70-75% HRmax (137 bpm), choć efektywnie to było raczej około 140 i troszkę powyżej.
Music is the key
Na kolejny trening nie wziąłem empetrójki. Zabieg świadomy, choć nie wiem, czy dzisiaj by się nie przydała. Jestem fanem produkcji telewizyjnych takich jak xFactor (w ogóle lubię, kiedy zwykli ludzie objawiają się w takich programach; a trzeba przyznać, że w Polsce mamy całą masę "cichociemnych zdolniachów").
Wrzucam link do jednego z nich:
Nie jest Polakiem, ale mieszka w Polsce i zachwycił mnie tym "czarnym" głosem (zresztą nie tylko mnie).
Przeczytano
Skończyłem "Księgę urwisów". Fajna lektura, ale trochę razi ideologiczny język minionej epoki. Zdecydowanie wolę literaturę i pisarzy, którzy nie wplatają w tego rodzaju twórczości (a przypomnę, że to książka dla młodzieży) wątków politycznych.
Co prawda trzeba wziąć pod uwagę czas i okoliczności kiedy ta książka została napisana (http://pl.wikipedia.org/wiki/Ksi%C4%99ga_urwis%C3%B3w), ale jakoś to mnie trochę razi mimo wszystko.
Tym bardziej, że osoba autora jest w jakimś stopniu "odklejona" od tej rzeczywistości. Wystarczy poczytać notkę biograficzną na Wikipedii.
Nie zmienia to faktu, że do innych książek pana Edmunda i tak wrócę :-).
Woman of the day
Jakoś mi umknęło ostatnio, a przecież to wielka aktorka była: Irena Kwiatkowska
Po życiówce przyszła pora na nadrabianie zaległości treningowych. Jeszcze wczoraj myślałem, że z niedzielnego biegania będą nici. Prawa stopa, a w zasadzie pięta, nawalała, że hej ;-). Ale masaż i Naproxen złagodziły ból i rano okazało się, że nie jest najgorzej. Czyli damy radę. A do przekulania 25 km. O 10-ej meldujemy się z moją żoną na Malcie i ruszamy z tym koksem. Pierwsze kółko i wątpliwości powróciły. Biec, czy też dać sobie spokój? Biegnę. Na drugim kółku pięta trochę odpuściła. Po trzecim kółku (wyszło 16,5 km) jest decyzja: oszczędzam nogę, bo za tydzień Maniacka i szansa na kolejną życióweczkę.
A pogoda dzisiaj była cudna. Pół Poznania wyległo na Maltę ;-). W tej masie, cała masa biegaczy, ale także cykliści, rolkarze, piechurzy i spacerowicze.
Moja żonka też zrobiła trzy kółka, co dobrze rokuje przed półmaratonem w kwietniu (co prawda trochę marudzi, że nie da rady, ale skąd my to znamy?)
Run or not run?
Tradycyjnie, przy outdoor-owych treningach wrzucam zapis z Garmina:
Zakładane tempo miało wynosić 6:15/km. Wyszło troszkę szybciej 6:10/km (po wczorajszym "sprincie" na 5 km trudno było biec wolno ;-)). Za to tętno było już w zakładanym przedziale 70-75% HRmax (137 bpm), choć efektywnie to było raczej około 140 i troszkę powyżej.
Music is the key
Na kolejny trening nie wziąłem empetrójki. Zabieg świadomy, choć nie wiem, czy dzisiaj by się nie przydała. Jestem fanem produkcji telewizyjnych takich jak xFactor (w ogóle lubię, kiedy zwykli ludzie objawiają się w takich programach; a trzeba przyznać, że w Polsce mamy całą masę "cichociemnych zdolniachów").
Wrzucam link do jednego z nich:
Nie jest Polakiem, ale mieszka w Polsce i zachwycił mnie tym "czarnym" głosem (zresztą nie tylko mnie).
Przeczytano
Skończyłem "Księgę urwisów". Fajna lektura, ale trochę razi ideologiczny język minionej epoki. Zdecydowanie wolę literaturę i pisarzy, którzy nie wplatają w tego rodzaju twórczości (a przypomnę, że to książka dla młodzieży) wątków politycznych.
Co prawda trzeba wziąć pod uwagę czas i okoliczności kiedy ta książka została napisana (http://pl.wikipedia.org/wiki/Ksi%C4%99ga_urwis%C3%B3w), ale jakoś to mnie trochę razi mimo wszystko.
Tym bardziej, że osoba autora jest w jakimś stopniu "odklejona" od tej rzeczywistości. Wystarczy poczytać notkę biograficzną na Wikipedii.
Nie zmienia to faktu, że do innych książek pana Edmunda i tak wrócę :-).
Woman of the day
Jakoś mi umknęło ostatnio, a przecież to wielka aktorka była: Irena Kwiatkowska
sobota, 12 marca 2011
Życióweczka! :-D
Myśli nieuczesane
Po cichu liczyłem, że dzisiaj uda się pobić mój rekord na 5 km. Pogoda super, nastawienie też. Czułem moc i wiedziałem, że może być dobrze. Jedyna wątpliwość to warunki wokół Rusałki. Dochodziły do mnie informacje, że może być błoto, które skutczenie uniemożliwi szybkie bieganie. Ale okazało się, że nie było tak źle ;-). Piękna pogoda spowodowała, że organizatorzy biuro "wyprowadzili" na zewnątrz i to był dobry ruch. Niestety obiektywnie stwierdzam, że kobiety zdecydowanie lepiej radzą sobie z wydawaniem numerów i całą organizacją niż faceci.
Na starcie znowu ponad 350 osób. To chyba jedyny taki cykl w Polsce, gdzie regularnie startuje tylu uczestników. Przesunąłem się trochę do przodu na starcie, bo chciałem uniknąć tłoku na początku biegu. Założyłem sobie, że pobiegnę ok. 4:45/km, co dałoby na mecie czas poniżej 24 minut. No i poszło... Pierwszy kilometr trochę za szybko na początku, więc musiałem lekko zwalniać. Drugi lepiej i bez większego problemu. Na trzecim był delikatny podbieg i zaczęło się błoto, które zaczęło przeszkadzać. Między trzecim a czwartym najgorszy odcinek i najwięcej włożonych sił, ale przetrzymałem. Ostatni kilometr to już pewność, że uda się zejść poniżej 24 minut, ale nie miałem już sił, żeby przyspieszyć.
Na metę wpadam z czasem ok. 23:44, czyli minutę lepiej od najlepszego do tej pory!
Jest, jest, jest! I jeszcze świadomość, że gdyby nie było tego błota, to w zasięgu jest zejście poniżej 23 minut (zakładanego wyniku na ten rok)!
Run or not run?
Zapis z Garmina, który prawdę Ci powie:
Średnie tempo 4:44/km, wręcz idealnie z zakładanym (4:45/km). Tętno średnie 165 bpm, ale efektywne od połowy dystansu w granicach 170 bpm. Maksymalne to 173 bpm, czyli w zakładanym zakresie 90-95% HRmax. Bieg prawie idealny jak na moje możliwości. Jestem bardzo, bardzo zadowolony.
Music is the key
Dzisiaj moją muzyką były "dźwięki" wydawane przez brać biegową nad Rusałką. Urywane oddechy, chlupot błota, doping na trasie kibiców. Benek na mecie dodający otuchy przez megafon. To wszystko było najpiękniejszą muzyką!
Przeczytano
Kilka artykułów z nowego numeru "Runner's World", m.in. W jaki sposób najlepiej poprawić szybkość? Kurcze, ale masa czynników może wpływać na szybkość. Jak wskoczę na wyższy poziom mojej świadomości biegowej, to chyba będę próbował wykorzystać tę wiedzę.
Man of the day
Wirtualna statuetka wędruje dzisiaj do... mnie! Może trochę nieskromnie, ale co tam. Od czasu do czasu też mi się coś należy ;-).
Po cichu liczyłem, że dzisiaj uda się pobić mój rekord na 5 km. Pogoda super, nastawienie też. Czułem moc i wiedziałem, że może być dobrze. Jedyna wątpliwość to warunki wokół Rusałki. Dochodziły do mnie informacje, że może być błoto, które skutczenie uniemożliwi szybkie bieganie. Ale okazało się, że nie było tak źle ;-). Piękna pogoda spowodowała, że organizatorzy biuro "wyprowadzili" na zewnątrz i to był dobry ruch. Niestety obiektywnie stwierdzam, że kobiety zdecydowanie lepiej radzą sobie z wydawaniem numerów i całą organizacją niż faceci.
Na starcie znowu ponad 350 osób. To chyba jedyny taki cykl w Polsce, gdzie regularnie startuje tylu uczestników. Przesunąłem się trochę do przodu na starcie, bo chciałem uniknąć tłoku na początku biegu. Założyłem sobie, że pobiegnę ok. 4:45/km, co dałoby na mecie czas poniżej 24 minut. No i poszło... Pierwszy kilometr trochę za szybko na początku, więc musiałem lekko zwalniać. Drugi lepiej i bez większego problemu. Na trzecim był delikatny podbieg i zaczęło się błoto, które zaczęło przeszkadzać. Między trzecim a czwartym najgorszy odcinek i najwięcej włożonych sił, ale przetrzymałem. Ostatni kilometr to już pewność, że uda się zejść poniżej 24 minut, ale nie miałem już sił, żeby przyspieszyć.
Na metę wpadam z czasem ok. 23:44, czyli minutę lepiej od najlepszego do tej pory!
Jest, jest, jest! I jeszcze świadomość, że gdyby nie było tego błota, to w zasięgu jest zejście poniżej 23 minut (zakładanego wyniku na ten rok)!
Run or not run?
Zapis z Garmina, który prawdę Ci powie:
Średnie tempo 4:44/km, wręcz idealnie z zakładanym (4:45/km). Tętno średnie 165 bpm, ale efektywne od połowy dystansu w granicach 170 bpm. Maksymalne to 173 bpm, czyli w zakładanym zakresie 90-95% HRmax. Bieg prawie idealny jak na moje możliwości. Jestem bardzo, bardzo zadowolony.
Music is the key
Dzisiaj moją muzyką były "dźwięki" wydawane przez brać biegową nad Rusałką. Urywane oddechy, chlupot błota, doping na trasie kibiców. Benek na mecie dodający otuchy przez megafon. To wszystko było najpiękniejszą muzyką!
Przeczytano
Kilka artykułów z nowego numeru "Runner's World", m.in. W jaki sposób najlepiej poprawić szybkość? Kurcze, ale masa czynników może wpływać na szybkość. Jak wskoczę na wyższy poziom mojej świadomości biegowej, to chyba będę próbował wykorzystać tę wiedzę.
Man of the day
Wirtualna statuetka wędruje dzisiaj do... mnie! Może trochę nieskromnie, ale co tam. Od czasu do czasu też mi się coś należy ;-).
piątek, 11 marca 2011
Dosyć tego lenistwa!
Myśli nieuczesane
Jaki jest najlepszy sposób na "lenia"? Zmusić się do ... biegania ;-). Rano miałem świtem wstać i pójść poprzerzucać żelastwo, ale skończyło się tak jak w ciągu ostatnich kilku dni. Nie mogłem się zmusić do wstania. Na najbliższy tydzień postanowiłem sobie, że będę chodził minimum godzinę wcześniej spać. Może uda się to jakoś przezwyciężyć?! A wieczorkiem wymyśliłem sobie, że pojadę do Nautilusa i dam sobie do wiwatu ;-). Nie wiem, czy dobrze, ale może metoda Quentina zadziała?
Run or not run?
Z założenia chciałem zrobić 5x1 km w kosmicznym tempie (jak na mnie) - 4:36/km, na przerwach 3-minutowych. Po drugiej kilometrówce zreflektowałem się i stwierdziłem, że jednak zrobię tylko trzy powtórzenia. Średnie tętno wyszło ok. 155 bpm, ale tzw. efektywne zapewne wyższe. Ostatni kilometr to już tętno na poziomie 160 bpm i więcej (max. 162 bpm). Stwierdziłem, że nie jest źle, ale nie wiem, czy dam radę utrzymać taką intensywność na całym 5-kilometrowym odcinku. Gdyby się udało, to pewnie udałoby się pobiec poniżej 23 minut.
Music is the key
Ależ się zła w oku zakręciła ;-). Kraina Łagodności rządzi!
Przeczytano
Skończyłem prawie "Bieganie". Do tego kilka rozdziałów Niziurskiego (też już prawie na ukończeniu). No i jeszcze fajna recenzja najnowszej książki Grossa.
Man of the day
Wacław Kuchar - najbardziej wszechstronny polski sportowiec wszech czasów. Warto o nim poczytać (w "Bieganiu" bardzo fajny tekst historyczny o całym klanie Kucharów). Niedawno minęła 20 rocznica jego śmierci.
Jaki jest najlepszy sposób na "lenia"? Zmusić się do ... biegania ;-). Rano miałem świtem wstać i pójść poprzerzucać żelastwo, ale skończyło się tak jak w ciągu ostatnich kilku dni. Nie mogłem się zmusić do wstania. Na najbliższy tydzień postanowiłem sobie, że będę chodził minimum godzinę wcześniej spać. Może uda się to jakoś przezwyciężyć?! A wieczorkiem wymyśliłem sobie, że pojadę do Nautilusa i dam sobie do wiwatu ;-). Nie wiem, czy dobrze, ale może metoda Quentina zadziała?
Run or not run?
Z założenia chciałem zrobić 5x1 km w kosmicznym tempie (jak na mnie) - 4:36/km, na przerwach 3-minutowych. Po drugiej kilometrówce zreflektowałem się i stwierdziłem, że jednak zrobię tylko trzy powtórzenia. Średnie tętno wyszło ok. 155 bpm, ale tzw. efektywne zapewne wyższe. Ostatni kilometr to już tętno na poziomie 160 bpm i więcej (max. 162 bpm). Stwierdziłem, że nie jest źle, ale nie wiem, czy dam radę utrzymać taką intensywność na całym 5-kilometrowym odcinku. Gdyby się udało, to pewnie udałoby się pobiec poniżej 23 minut.
Music is the key
Ależ się zła w oku zakręciła ;-). Kraina Łagodności rządzi!
Przeczytano
Skończyłem prawie "Bieganie". Do tego kilka rozdziałów Niziurskiego (też już prawie na ukończeniu). No i jeszcze fajna recenzja najnowszej książki Grossa.
Man of the day
Wacław Kuchar - najbardziej wszechstronny polski sportowiec wszech czasów. Warto o nim poczytać (w "Bieganiu" bardzo fajny tekst historyczny o całym klanie Kucharów). Niedawno minęła 20 rocznica jego śmierci.
czwartek, 10 marca 2011
Lekarz prawdę Ci powie ;-)
Myśli nieuczesane
Miałem dzisiaj pobiegać. W planie było 15 km w wolnym tempie 6:30/km. Wiedziałem, że rano nie dam rady, więc zaplanowałem to na późne popołudnie. Tymczasem wybrałem się do zaprzyjaźnionego lekarza w Dynasplincie. Uspokoił mnie, że ten mój ból w prawej stopie, to pewnie z przeciążenia i zalecił masaż tej stopy. Obejrzał też moje buty i wkładki. Na razie jest O.K. Czyli można dokładać do pieca ;-).
Run or not run?
Leń mnie trzyma dalej. Ale postanowiłem sobie, że to już naprawdę ostatni dzień. Tydzień lenistwa nadrobię w sobotę "piątką" w GP Poznania, i w niedzielę długim wybieganie (25 km). Pogoda się robi, więc trzeba korzystać.
Music is the key
Tym razem inne klimaty:
Przeczytano
Kilkadziesiąt stron "Księgi urwisów". Ależ ten język jest zideologizowany: spółdzielnia, wróg (zapewne ludu), sekretarz, towarzysz. Jak to czytam, to mam wrażenie, że te czasy były wieki temu, a przecież jeszcze dwadzieścia kilka lat temu miało to miejsce. A w czasie kiedy miałem 13 lat (tyle co tytułowe urwisy), to był rok 1984. Na szczęście ominęło mnie to pranie mózgów. Zresztą nie można porównywać lat 50-tych do 80-tych. Jakby to powiedziano dzisiaj: zmieniła się optyka ;-).
Man of the day
Dzień bez tytułu.
Miałem dzisiaj pobiegać. W planie było 15 km w wolnym tempie 6:30/km. Wiedziałem, że rano nie dam rady, więc zaplanowałem to na późne popołudnie. Tymczasem wybrałem się do zaprzyjaźnionego lekarza w Dynasplincie. Uspokoił mnie, że ten mój ból w prawej stopie, to pewnie z przeciążenia i zalecił masaż tej stopy. Obejrzał też moje buty i wkładki. Na razie jest O.K. Czyli można dokładać do pieca ;-).
Run or not run?
Leń mnie trzyma dalej. Ale postanowiłem sobie, że to już naprawdę ostatni dzień. Tydzień lenistwa nadrobię w sobotę "piątką" w GP Poznania, i w niedzielę długim wybieganie (25 km). Pogoda się robi, więc trzeba korzystać.
Music is the key
Tym razem inne klimaty:
Przeczytano
Kilkadziesiąt stron "Księgi urwisów". Ależ ten język jest zideologizowany: spółdzielnia, wróg (zapewne ludu), sekretarz, towarzysz. Jak to czytam, to mam wrażenie, że te czasy były wieki temu, a przecież jeszcze dwadzieścia kilka lat temu miało to miejsce. A w czasie kiedy miałem 13 lat (tyle co tytułowe urwisy), to był rok 1984. Na szczęście ominęło mnie to pranie mózgów. Zresztą nie można porównywać lat 50-tych do 80-tych. Jakby to powiedziano dzisiaj: zmieniła się optyka ;-).
Man of the day
Dzień bez tytułu.
środa, 9 marca 2011
Trudny powrót do rzeczywistości
Myśli nieuczesane
Jeśli się robi krótką przerwę, tak 2-3-dniową, to ciężko jest później "zatrybić". Rano wydawało mi się, że dzisiaj jest poniedziałek ;-). Dzisiaj był dzień wolny od biegania, a w zasadzie miał być dzień siłowy, ale nie byłem w stanie zmusić się do wczesnego wstania i przerzucenia ton żelastwa.
Run or not run?
Dzisiaj zaczął się okres Wielkiego Postu. U mnie też post biegowo-siłowy, tzn. zero biegania i zero siłowni ;-).
Music is the key
Jak ostro, to ostro. Powrót do lat minionych:
Przeczytano
Znowu nie miałem czasu na choćby pół godziny czytania. Zasiadłem za to przed telewizorem (co rzadko mi się zdarza) i obejrzałem Champions League: Tottenham-Milan. I się rozczarowałem. Liczyłem na znacznie więcej. Może za tydzień będzie ciekawiej.
Man of the day
Będzie trochę w temacie biegania. Tytuł przyznaję napastnikowi Ostróg, dwumetrowemu Peterowi Crouch-owi. Facet dzisiaj zapodał ponad 10 km w ciągu 83 minut. Jak na takiego giganta to robi wrażenie!
Jeśli się robi krótką przerwę, tak 2-3-dniową, to ciężko jest później "zatrybić". Rano wydawało mi się, że dzisiaj jest poniedziałek ;-). Dzisiaj był dzień wolny od biegania, a w zasadzie miał być dzień siłowy, ale nie byłem w stanie zmusić się do wczesnego wstania i przerzucenia ton żelastwa.
Run or not run?
Dzisiaj zaczął się okres Wielkiego Postu. U mnie też post biegowo-siłowy, tzn. zero biegania i zero siłowni ;-).
Music is the key
Jak ostro, to ostro. Powrót do lat minionych:
Przeczytano
Znowu nie miałem czasu na choćby pół godziny czytania. Zasiadłem za to przed telewizorem (co rzadko mi się zdarza) i obejrzałem Champions League: Tottenham-Milan. I się rozczarowałem. Liczyłem na znacznie więcej. Może za tydzień będzie ciekawiej.
Man of the day
Będzie trochę w temacie biegania. Tytuł przyznaję napastnikowi Ostróg, dwumetrowemu Peterowi Crouch-owi. Facet dzisiaj zapodał ponad 10 km w ciągu 83 minut. Jak na takiego giganta to robi wrażenie!
wtorek, 8 marca 2011
Kraków #3
Myśli nieuczesane
Ostatni dzień w Krakowie minął leniwie. Po śniadaniu skoczyłem do cukierni po "ostatkowe" pączki. Później zrobiłem sobie pełny wypoczynek: książka, łóżko i niusy z netu. A popołudniu powrót do Poznania. Te trzy dni wolnego bardzo mi się przydały. Mogłem się zregenerować fizycznie i psychicznie.
Run or not run?
Treningu nie było, bo... być nie mogło ;-). Przemierzyłem blisko 500 km, ale samochodem :-D.
Music is the key
Lubię słuchać radia Tokfm. Wieczorem, Kamil do audycji Osobowość wieczoru zaprosił zespół Irena. I stąd też będzie taki kawałek:
Przeczytano
Kilka rozdziałów Niziurskiego i kilka artykułów z "Biegania". Szczególnie polecam duży artykuł o przełajach.
Woman of the day
W zasadzie to powinno być Women of the day, bo to Dzień Kobiet przecież. Kiedyś był obowiązkowy goździk i rajstopy, teraz są tulipany albo róże. Kobiety zasługują na to, żeby przez cały rok traktować je wyjątkowo, a nie tylko ten jeden, szczególny dzień.
Ostatni dzień w Krakowie minął leniwie. Po śniadaniu skoczyłem do cukierni po "ostatkowe" pączki. Później zrobiłem sobie pełny wypoczynek: książka, łóżko i niusy z netu. A popołudniu powrót do Poznania. Te trzy dni wolnego bardzo mi się przydały. Mogłem się zregenerować fizycznie i psychicznie.
Run or not run?
Treningu nie było, bo... być nie mogło ;-). Przemierzyłem blisko 500 km, ale samochodem :-D.
Music is the key
Lubię słuchać radia Tokfm. Wieczorem, Kamil do audycji Osobowość wieczoru zaprosił zespół Irena. I stąd też będzie taki kawałek:
Przeczytano
Kilka rozdziałów Niziurskiego i kilka artykułów z "Biegania". Szczególnie polecam duży artykuł o przełajach.
Woman of the day
W zasadzie to powinno być Women of the day, bo to Dzień Kobiet przecież. Kiedyś był obowiązkowy goździk i rajstopy, teraz są tulipany albo róże. Kobiety zasługują na to, żeby przez cały rok traktować je wyjątkowo, a nie tylko ten jeden, szczególny dzień.
poniedziałek, 7 marca 2011
Kraków #2
Myśli nieuczesane
Pobiegałem, pozwiedzałem i ... pojadłem. I to właśnie w takiej kolejności. Najpierw wskoczyłem w biegowe ciuchy i wpisując do Garmina współrzędne krakowskich Błoń poleciałem na... azymut. Odkryłem nową funkcjonalność w moim GF 305. Wystarczy wpisać współrzędne i to mądre urządzenie poprowadzi Cię do celu, pokazując orientacyjny dystans (zapewne w linii prostej) i czas, który potrzebujesz, żeby tam dotrzeć.
No więc pobiegłem. Najpierw ulicami i chodnikiem (niestety), ale za to zabawy było co nie miara ;-). Po mniej więcej 5 km dobiegłem do celu. A na Błoniach masa biegaczy (było południe!). Zrobiłem półtora pętli. Zadziwiło mnie, że w najbliższej okolicy parku, po przeciwległych stronach stoją dwa stadiony piłkarskie: nowy obiekt Cracovii (na ok. 15 tys. kibiców) i stadion miejski, gdzie gra Wisła (z docelową frekwencją ok. 33 tys. kibiców). W linii prostej to odległość między nimi wynosi ok. 1 km. Taaak, a w Poznaniu mamy jeden wielki, nieudany i drogi (kosztował 700 mln zł) stadion miejski, w dodatku bez operatora i z perspektywą, że nie będzie na siebie zarabiał.
A w Krakowie? Cracovia - koszt budowy ok. 160 mln zł (mały, ale bardzo kameralny i dużo ładniejszy niż Bułgarska street); Wisła - 400 mln zł (niby dużo, ale obiekt dwa razy większy). Czyli za dużo mniejszą kasę Krakusy dały radę wybudować DWA stadiony! Szkoda gadać, ten stadion w Poznaniu jest po prostu nieudany i obawiam się, że będzie najgorszym i najbrzydszym obiektem na EURO 2012.
Run or not run?
Można zaliczyć to do treningu, ale bardziej się skoncentrowałem na zwiedzaniu - biegając ;-). W sumie wyszło pewnie około 15-17 km. W pewnym momencie wyłączyłem nawet Garmina, bo powrót po wąskim chodniku, gdzie przewijała się masa studentów, nie można nazwać bieganiem. Reasumując: bieganie na azymut jest fajne, ale muszą do tego być warunki, a nie miejska dżungla.
Poniżej zapis trasy i parametry:
Music is the key
Po południu skoczyliśmy na Rynek, a w zasadzie jego podziemia. Skorzystaliśmy, że w poniedziałek wstęp do muzeum jest bezpłatny i dobrą godzinę spędziliśmy na zwiedzaniu pięknej wystawy. Robi wrażenie i szczerze mówiąc zazdroszczę Krakowowi, że mają coś takiego.
A po zwiedzaniu udaliśmy się do knajpki "Morskie Oko" na kwaśnicę i pyszną sałatkę zbójecką. Towarzyszyła nam góralska muzyczka, taka jak ta:
Przeczytano
Fajny artykuł w "Wyborczej" o Poznaniu. Polecam, szczególnie tym, którym wydaje się, że w Poznaniu jest tak sielsko i różowo.
Woman of the day
Pani kelnerka w knajpce "Morskie Oko". Złożyliśmy zamówienie na kilka rzeczy, m.in. dwie zupy, sałatkę i herbaty. Najpierw "wjechały" herbaty, później sałatka (pycha!). Czekamy na zupy. Po godzinie przychodzi pani i pyta się, czy chcemy coś jeszcze ;-). No, chcemy, nasze zupy. Za to zdziwienie i olśnienie w oczach - wirtualna statuetka :-D. A knajpka bardzo fajna. Gdyby ktoś szukał fajnego klimatu w Krakowie to polecam!
Pobiegałem, pozwiedzałem i ... pojadłem. I to właśnie w takiej kolejności. Najpierw wskoczyłem w biegowe ciuchy i wpisując do Garmina współrzędne krakowskich Błoń poleciałem na... azymut. Odkryłem nową funkcjonalność w moim GF 305. Wystarczy wpisać współrzędne i to mądre urządzenie poprowadzi Cię do celu, pokazując orientacyjny dystans (zapewne w linii prostej) i czas, który potrzebujesz, żeby tam dotrzeć.
No więc pobiegłem. Najpierw ulicami i chodnikiem (niestety), ale za to zabawy było co nie miara ;-). Po mniej więcej 5 km dobiegłem do celu. A na Błoniach masa biegaczy (było południe!). Zrobiłem półtora pętli. Zadziwiło mnie, że w najbliższej okolicy parku, po przeciwległych stronach stoją dwa stadiony piłkarskie: nowy obiekt Cracovii (na ok. 15 tys. kibiców) i stadion miejski, gdzie gra Wisła (z docelową frekwencją ok. 33 tys. kibiców). W linii prostej to odległość między nimi wynosi ok. 1 km. Taaak, a w Poznaniu mamy jeden wielki, nieudany i drogi (kosztował 700 mln zł) stadion miejski, w dodatku bez operatora i z perspektywą, że nie będzie na siebie zarabiał.
A w Krakowie? Cracovia - koszt budowy ok. 160 mln zł (mały, ale bardzo kameralny i dużo ładniejszy niż Bułgarska street); Wisła - 400 mln zł (niby dużo, ale obiekt dwa razy większy). Czyli za dużo mniejszą kasę Krakusy dały radę wybudować DWA stadiony! Szkoda gadać, ten stadion w Poznaniu jest po prostu nieudany i obawiam się, że będzie najgorszym i najbrzydszym obiektem na EURO 2012.
Run or not run?
Można zaliczyć to do treningu, ale bardziej się skoncentrowałem na zwiedzaniu - biegając ;-). W sumie wyszło pewnie około 15-17 km. W pewnym momencie wyłączyłem nawet Garmina, bo powrót po wąskim chodniku, gdzie przewijała się masa studentów, nie można nazwać bieganiem. Reasumując: bieganie na azymut jest fajne, ale muszą do tego być warunki, a nie miejska dżungla.
Poniżej zapis trasy i parametry:
Music is the key
Po południu skoczyliśmy na Rynek, a w zasadzie jego podziemia. Skorzystaliśmy, że w poniedziałek wstęp do muzeum jest bezpłatny i dobrą godzinę spędziliśmy na zwiedzaniu pięknej wystawy. Robi wrażenie i szczerze mówiąc zazdroszczę Krakowowi, że mają coś takiego.
A po zwiedzaniu udaliśmy się do knajpki "Morskie Oko" na kwaśnicę i pyszną sałatkę zbójecką. Towarzyszyła nam góralska muzyczka, taka jak ta:
Przeczytano
Fajny artykuł w "Wyborczej" o Poznaniu. Polecam, szczególnie tym, którym wydaje się, że w Poznaniu jest tak sielsko i różowo.
Woman of the day
Pani kelnerka w knajpce "Morskie Oko". Złożyliśmy zamówienie na kilka rzeczy, m.in. dwie zupy, sałatkę i herbaty. Najpierw "wjechały" herbaty, później sałatka (pycha!). Czekamy na zupy. Po godzinie przychodzi pani i pyta się, czy chcemy coś jeszcze ;-). No, chcemy, nasze zupy. Za to zdziwienie i olśnienie w oczach - wirtualna statuetka :-D. A knajpka bardzo fajna. Gdyby ktoś szukał fajnego klimatu w Krakowie to polecam!
niedziela, 6 marca 2011
Kraków #1
Myśli nieuczesane
"Nie przenoście nam stolicy do Krakowa" śpiewał Andrzej Sikorowski i Grzegorz Turnau. I coś w tym jest. To wezwanie aktualne jest i dzisiaj. I mimo uwikłania w wojnę polsko-polską po 10 kwietnia zeszłego roku, kiedy to miasto zostało wplątane w sprawę pochówku na Wawelu (mam wrażenie, że kompletnie niepotrzebnie), nadal pozostaje urokliwym miejscem z tętniącym życiem Rynkiem i pięknymi okolicami.
Run or not run?
Przemierzyłem blisko 500 km, ale samochodem. Bieganie zastąpiłem dzisiaj spacerem od Galerii Krakowskiej do Rynku i okolicznymi uliczkami. Odpocząłem także od komputera. Dlatego ten wpis powstaje dzisiaj, tzn. w poniedziałek.
Music is the key
W drodze do Krakowa wrzuciliśmy płytę, na której był m.in. taki energetyzujący kawałek:
Przeczytano
Dzień bez literatury. Choć 10 minut poświęciłem na przegląd książek w Empiku na Rynku ;-).
Woman of the day
Pani recepcjonistka w Hotelu Express w Krakowie. Fajny hotel, na uboczu, niedaleko centrum, z przemiłą obsługą. A pani w recepcji powinna być wzorem dla wszystkich pracujących w branży hotelowej. Wzór profesjonalizmu: miła, sympatyczna, kompetentna - prawdziwy skarb dla Krakowa :-).
"Nie przenoście nam stolicy do Krakowa" śpiewał Andrzej Sikorowski i Grzegorz Turnau. I coś w tym jest. To wezwanie aktualne jest i dzisiaj. I mimo uwikłania w wojnę polsko-polską po 10 kwietnia zeszłego roku, kiedy to miasto zostało wplątane w sprawę pochówku na Wawelu (mam wrażenie, że kompletnie niepotrzebnie), nadal pozostaje urokliwym miejscem z tętniącym życiem Rynkiem i pięknymi okolicami.
Run or not run?
Przemierzyłem blisko 500 km, ale samochodem. Bieganie zastąpiłem dzisiaj spacerem od Galerii Krakowskiej do Rynku i okolicznymi uliczkami. Odpocząłem także od komputera. Dlatego ten wpis powstaje dzisiaj, tzn. w poniedziałek.
Music is the key
W drodze do Krakowa wrzuciliśmy płytę, na której był m.in. taki energetyzujący kawałek:
Przeczytano
Dzień bez literatury. Choć 10 minut poświęciłem na przegląd książek w Empiku na Rynku ;-).
Woman of the day
Pani recepcjonistka w Hotelu Express w Krakowie. Fajny hotel, na uboczu, niedaleko centrum, z przemiłą obsługą. A pani w recepcji powinna być wzorem dla wszystkich pracujących w branży hotelowej. Wzór profesjonalizmu: miła, sympatyczna, kompetentna - prawdziwy skarb dla Krakowa :-).
sobota, 5 marca 2011
Góra Moraska
Myśli nieuczesane
Skorzystałem dzisiaj z zaproszenia Johnsona i wziąłem udział w wycieczce biegowej w okolicach Moraska. W towarzystwie Corvusa i Johnsona przemasowałem solidnie dolne partie ciała. Władek przegonił nas po polach, lasach, osiedlach i innych dzikich terenach, o istnieniu których nie miałem nawet pojęcia ;-).
Zeszło nam dobre 2 godziny na zwiedzaniu pięknych okolic. Corvus poczęstował mnie przepyszną herbatą z cytryną, a także kawałkiem czekolady (już dawno mi tak nie smakowała). Dzięki chłopaki za miło spędzony czas w fajnym towarzystwie :-).
Run or not run?
Zrobiliśmy prawie 19 km pętlę, która po drodze zahaczyła o Górę Moraską, najwyższe wzniesienie Poznania i okolic (154 m n.p.m.). Wg mojego Garmina przewyższenie wyszło około 130 m. Nie wiem na ile to precyzyjne dane, więc poniżej zapis cały zapis:
Podczas biegu niestety odezwała się moja prawa stopa i... nie wiem co o tym sądzić. W czwartek jestem umówiony u mojego zaprzyjaźnionego ortopedy-chirurga. Jest szansa, żeby rozwiązać dziwnie bolący problem.
Music is the key
W telewizji leci właśnie "Bitwa na głosy". Nie żebym oglądał, ale jedna z drużyn wykonała utwór, który zawsze mnie rozkłada na łopatki:
Genialny jest ten kawałek i ile razy go słyszę, zawsze mam ciarki, na plecach.
Przeczytano
Niziurskiego-ideologa czasów minionych ciąg dalszy. Fajny artykuł w nowym "Bieganiu" o trenerze Nowaku, u którego wychowały się gwiazdy lekkiej atletyki (np. Wilson Kipketer, Grażyna Rabsztyn, Kamila Chudzik, Juliet Campbell.
Woman of the day
Justyna Kowalczyk - kolejny medal i nieważne, że "tylko" brązowy.
Skorzystałem dzisiaj z zaproszenia Johnsona i wziąłem udział w wycieczce biegowej w okolicach Moraska. W towarzystwie Corvusa i Johnsona przemasowałem solidnie dolne partie ciała. Władek przegonił nas po polach, lasach, osiedlach i innych dzikich terenach, o istnieniu których nie miałem nawet pojęcia ;-).
Zeszło nam dobre 2 godziny na zwiedzaniu pięknych okolic. Corvus poczęstował mnie przepyszną herbatą z cytryną, a także kawałkiem czekolady (już dawno mi tak nie smakowała). Dzięki chłopaki za miło spędzony czas w fajnym towarzystwie :-).
Run or not run?
Zrobiliśmy prawie 19 km pętlę, która po drodze zahaczyła o Górę Moraską, najwyższe wzniesienie Poznania i okolic (154 m n.p.m.). Wg mojego Garmina przewyższenie wyszło około 130 m. Nie wiem na ile to precyzyjne dane, więc poniżej zapis cały zapis:
Podczas biegu niestety odezwała się moja prawa stopa i... nie wiem co o tym sądzić. W czwartek jestem umówiony u mojego zaprzyjaźnionego ortopedy-chirurga. Jest szansa, żeby rozwiązać dziwnie bolący problem.
Music is the key
W telewizji leci właśnie "Bitwa na głosy". Nie żebym oglądał, ale jedna z drużyn wykonała utwór, który zawsze mnie rozkłada na łopatki:
Genialny jest ten kawałek i ile razy go słyszę, zawsze mam ciarki, na plecach.
Przeczytano
Niziurskiego-ideologa czasów minionych ciąg dalszy. Fajny artykuł w nowym "Bieganiu" o trenerze Nowaku, u którego wychowały się gwiazdy lekkiej atletyki (np. Wilson Kipketer, Grażyna Rabsztyn, Kamila Chudzik, Juliet Campbell.
Woman of the day
Justyna Kowalczyk - kolejny medal i nieważne, że "tylko" brązowy.
piątek, 4 marca 2011
Imperialiści wracają ;-)
Myśli nieuczesane
Dzisiaj nie będzie o bieganiu. Mam chyba objawy przetrenowania ;-). Nie mogę się zmobilizować do treningów. Jutro jest szansa na przełamanie. Johnson organizuje wycieczkę biegową w okolicach Moraska. Więcej szczegółów u Wojtka na blogu.
Run or not run?
Miał być very slow run (15 km w tempie 8:00/km). Ale przekładam to na jutro. Co dzień przyniesie dowiecie się wieczorem.
Music is the key
Zapodałem dziś trochę mocniejszej muzyki, aby pobudzić swój mózg do wytężonej pracy, której ostatnio mam w nadmiarze ;-).
Przeczytano
Już wczoraj zacząłem lekturę "Księgi urwisów". Powracam do książek z okresu młodości. Język Niziurskiego w tej książce mnie zadziwia. Wiem, że w latach pięćdziesiątych (pierwsze wydanie jest z 1954 roku) ideologia komunistyczna obejmowała większość literatury, ale śmiesznie jest czytać o imperialistach, Gminnych Radach Narodowych itp.
A żeby nawiązać w tym wpisie do tematyki biegowej to wrzucam jeden cytat:
"[...] Istotnie, drogą biegł Stefek Gola dysząc jak Zatopek na finiszu."
Man of the day
Robert Lewandowski - jego gol dał zwycięstwo Borussii Dortmund i znowu przybliżył do tytułu mistrza Bundesligi. Oby tak dalej!
Dzisiaj nie będzie o bieganiu. Mam chyba objawy przetrenowania ;-). Nie mogę się zmobilizować do treningów. Jutro jest szansa na przełamanie. Johnson organizuje wycieczkę biegową w okolicach Moraska. Więcej szczegółów u Wojtka na blogu.
Run or not run?
Miał być very slow run (15 km w tempie 8:00/km). Ale przekładam to na jutro. Co dzień przyniesie dowiecie się wieczorem.
Music is the key
Zapodałem dziś trochę mocniejszej muzyki, aby pobudzić swój mózg do wytężonej pracy, której ostatnio mam w nadmiarze ;-).
Przeczytano
Już wczoraj zacząłem lekturę "Księgi urwisów". Powracam do książek z okresu młodości. Język Niziurskiego w tej książce mnie zadziwia. Wiem, że w latach pięćdziesiątych (pierwsze wydanie jest z 1954 roku) ideologia komunistyczna obejmowała większość literatury, ale śmiesznie jest czytać o imperialistach, Gminnych Radach Narodowych itp.
A żeby nawiązać w tym wpisie do tematyki biegowej to wrzucam jeden cytat:
"[...] Istotnie, drogą biegł Stefek Gola dysząc jak Zatopek na finiszu."
Man of the day
Robert Lewandowski - jego gol dał zwycięstwo Borussii Dortmund i znowu przybliżył do tytułu mistrza Bundesligi. Oby tak dalej!
czwartek, 3 marca 2011
Trening teoretyczny
Myśli nieuczesane
Skąd taki tytuł dzisiejszego wpisu? Ano dlatego, że pod względem biegowo-treningowym najlepiej wyszła mi dzisiaj... lektura Runner's World ;-). Spiętrzenie zawodowych spraw sprawia, że fizycznie czuję się wypalony. Dobrze, że w niedzielę wyjeżdżamy na 3 dni do Krakowa. Będzie okazja nabrać sił fizycznych i mentalnych.
Run or not run?
Zero aktywności, pomimo planowych supersetów i przewalania ton żelastwa ;-).
Music is the key
Dzisiaj pełna komercja. Dla odprężenia i zagłuszenia codziennych zmartwień:
Przeczytano
Po pierwsze: skończyłem Lema. No ciężko było, ale się udało. "Solaris" mnie nie przekonało.
Po drugie: kilka artykułów z marcowego numeru Runner's World. O jednym, który mnie zaciekawił wspomnę niżej.
Man of the day
Dariusz Szwast - tata Kacperka. 779 kilometrów w 34 dni. 1 czerwca 2010, z Gdańska, wyruszył w bieg przez Polskę, z północy na południe. Fantastyczna sprawa! Więcej o akcji znajdziecie tutaj.
Skąd taki tytuł dzisiejszego wpisu? Ano dlatego, że pod względem biegowo-treningowym najlepiej wyszła mi dzisiaj... lektura Runner's World ;-). Spiętrzenie zawodowych spraw sprawia, że fizycznie czuję się wypalony. Dobrze, że w niedzielę wyjeżdżamy na 3 dni do Krakowa. Będzie okazja nabrać sił fizycznych i mentalnych.
Run or not run?
Zero aktywności, pomimo planowych supersetów i przewalania ton żelastwa ;-).
Music is the key
Dzisiaj pełna komercja. Dla odprężenia i zagłuszenia codziennych zmartwień:
Przeczytano
Po pierwsze: skończyłem Lema. No ciężko było, ale się udało. "Solaris" mnie nie przekonało.
Po drugie: kilka artykułów z marcowego numeru Runner's World. O jednym, który mnie zaciekawił wspomnę niżej.
Man of the day
Dariusz Szwast - tata Kacperka. 779 kilometrów w 34 dni. 1 czerwca 2010, z Gdańska, wyruszył w bieg przez Polskę, z północy na południe. Fantastyczna sprawa! Więcej o akcji znajdziecie tutaj.
środa, 2 marca 2011
Czas - towar deficytowy
Myśli nieuczesane
Tak sobie myślę, że gdyby doba miała 48 godzin, to i tak znalazłbym 1000 powodów, dla których byłaby za krótka ;-). Dlatego dzisiejszy wpis będzie... jutro.
Zabrałem się za uzupełnianie tego wpisu, ale jakoś brak weny, więc będzie krótko i treściwie ;-)
Run or not run?
Dzisiaj w planie były interwały (a może rytmy?). 12 kilometrówek w tempie 5:25/km z minutowymi przerwami. Zakładane tętno w zakresie 80-85% HRmax (148-157 bpm). Z analizy mojego Garmina wyszło, że średnie tętno było na poziomie 134 bpm, ale tak naprawdę efektywne w okolicach 145-150 bpm, czyli bardzo w normie. Fajnie jest od czasu do czasu zrobić "inny" trening :-).
Music is the key
Na bieżni z mojej empetrójki wpadła dzisiaj taka nuta:
Oryginał to Mietek Szcześniak, ale nie mogłem znaleźć jakiegoś sensownego wykonania, a to bardzo mi się spododało.
Przeczytano
Niestety na czytanie zabrakło dzisiaj czasu, co nie zdarza mi się często :-(.
Man of the day
Obecny mąż córki Lecha Kaczyńskiego - Marcin Dubieniecki. Jeśli choć część tego co napisała Wyborcza jest prawdą, to gość nie powinien więcej się publicznie odzywać, a tym bardziej kogokolwiek pouczać
Tak sobie myślę, że gdyby doba miała 48 godzin, to i tak znalazłbym 1000 powodów, dla których byłaby za krótka ;-). Dlatego dzisiejszy wpis będzie... jutro.
Zabrałem się za uzupełnianie tego wpisu, ale jakoś brak weny, więc będzie krótko i treściwie ;-)
Run or not run?
Dzisiaj w planie były interwały (a może rytmy?). 12 kilometrówek w tempie 5:25/km z minutowymi przerwami. Zakładane tętno w zakresie 80-85% HRmax (148-157 bpm). Z analizy mojego Garmina wyszło, że średnie tętno było na poziomie 134 bpm, ale tak naprawdę efektywne w okolicach 145-150 bpm, czyli bardzo w normie. Fajnie jest od czasu do czasu zrobić "inny" trening :-).
Music is the key
Na bieżni z mojej empetrójki wpadła dzisiaj taka nuta:
Oryginał to Mietek Szcześniak, ale nie mogłem znaleźć jakiegoś sensownego wykonania, a to bardzo mi się spododało.
Przeczytano
Niestety na czytanie zabrakło dzisiaj czasu, co nie zdarza mi się często :-(.
Man of the day
Obecny mąż córki Lecha Kaczyńskiego - Marcin Dubieniecki. Jeśli choć część tego co napisała Wyborcza jest prawdą, to gość nie powinien więcej się publicznie odzywać, a tym bardziej kogokolwiek pouczać
wtorek, 1 marca 2011
Czasami trzeba odpuścić
Myśli nieuczesane
Odpuściłem dzisiaj "żelastwo", czyli ćwiczenia siłowe. Świadomie. Wczorajszy ból stopy pomału ustępuje, ale wolę chuchać na zimne. Smaruję bolące miejsce Naproxenem i chyba pomaga.
Mam nadzieję, że z każdym kolejnym dniem będzie lepiej.
Run or not run?
Biegania nie było dzisiaj w planach. Postawiłem na pełną regenerację, czyli obijanie ;-).
Music is the key
Tak mi się przypomniał ten kawałek. Miałem go już wcześniej wrzucić, ale jakoś się nie złożyło. W kontekście wczorajszej rozmowy u Lisa pasuje jak ulał ;-).
Przeczytano
Ciąg dalszy Lema. Jakoś nie mogę zmęczyć tej książki, ale zostało już niewiele. A dzisiaj z przyjemnością obejrzałem nowy odcinek "Usta, usta". To bardzo fajny serial, dobrze zrobiony i z bardzo dobrą obsadą aktorską. Jak ktoś nie widział, to stare odcinki można obejrzeć na vod.onet.pl.
Man of the day
W sumie miał dostać już wcześniej, bodajże w niedzielę. Ale co się odwlecze to nie uciecze. Poseł Błaszczak za... całokształt ;-). A podobno głupich nie sieją.
Odpuściłem dzisiaj "żelastwo", czyli ćwiczenia siłowe. Świadomie. Wczorajszy ból stopy pomału ustępuje, ale wolę chuchać na zimne. Smaruję bolące miejsce Naproxenem i chyba pomaga.
Mam nadzieję, że z każdym kolejnym dniem będzie lepiej.
Run or not run?
Biegania nie było dzisiaj w planach. Postawiłem na pełną regenerację, czyli obijanie ;-).
Music is the key
Tak mi się przypomniał ten kawałek. Miałem go już wcześniej wrzucić, ale jakoś się nie złożyło. W kontekście wczorajszej rozmowy u Lisa pasuje jak ulał ;-).
Przeczytano
Ciąg dalszy Lema. Jakoś nie mogę zmęczyć tej książki, ale zostało już niewiele. A dzisiaj z przyjemnością obejrzałem nowy odcinek "Usta, usta". To bardzo fajny serial, dobrze zrobiony i z bardzo dobrą obsadą aktorską. Jak ktoś nie widział, to stare odcinki można obejrzeć na vod.onet.pl.
Man of the day
W sumie miał dostać już wcześniej, bodajże w niedzielę. Ale co się odwlecze to nie uciecze. Poseł Błaszczak za... całokształt ;-). A podobno głupich nie sieją.
Subskrybuj:
Posty (Atom)