poniedziałek, 7 marca 2011

Kraków #2

Myśli nieuczesane
Pobiegałem, pozwiedzałem i ... pojadłem. I to właśnie w takiej kolejności. Najpierw wskoczyłem w biegowe ciuchy i wpisując do Garmina współrzędne krakowskich Błoń poleciałem na... azymut. Odkryłem nową funkcjonalność w moim GF 305. Wystarczy wpisać współrzędne i to mądre urządzenie poprowadzi Cię do celu, pokazując orientacyjny dystans (zapewne w linii prostej) i czas, który potrzebujesz, żeby tam dotrzeć.
No więc pobiegłem. Najpierw ulicami i chodnikiem (niestety), ale za to zabawy było co nie miara ;-). Po mniej więcej 5 km dobiegłem do celu. A na Błoniach masa biegaczy (było południe!). Zrobiłem półtora pętli. Zadziwiło mnie, że w najbliższej okolicy parku, po przeciwległych stronach stoją dwa stadiony piłkarskie: nowy obiekt Cracovii (na ok. 15 tys. kibiców) i stadion miejski, gdzie gra Wisła (z docelową frekwencją ok. 33 tys. kibiców). W linii prostej to odległość między nimi wynosi ok. 1 km. Taaak, a w Poznaniu mamy jeden wielki, nieudany i drogi (kosztował 700 mln zł) stadion miejski, w dodatku bez operatora i z perspektywą, że nie będzie na siebie zarabiał.
A w Krakowie? Cracovia - koszt budowy ok. 160 mln zł (mały, ale bardzo kameralny i dużo ładniejszy niż Bułgarska street); Wisła - 400 mln zł (niby dużo, ale obiekt dwa razy większy). Czyli za dużo mniejszą kasę Krakusy dały radę wybudować DWA stadiony! Szkoda gadać, ten stadion w Poznaniu jest po prostu nieudany i obawiam się, że będzie najgorszym i najbrzydszym obiektem na EURO 2012.
Run or not run?
Można zaliczyć to do treningu, ale bardziej się skoncentrowałem na zwiedzaniu - biegając ;-). W sumie wyszło pewnie około 15-17 km. W pewnym momencie wyłączyłem nawet Garmina, bo powrót po wąskim chodniku, gdzie przewijała się masa studentów, nie można nazwać bieganiem. Reasumując: bieganie na azymut jest fajne, ale muszą do tego być warunki, a nie miejska dżungla.
Poniżej zapis trasy i parametry:

Music is the key
Po południu skoczyliśmy na Rynek, a w zasadzie jego podziemia. Skorzystaliśmy, że w poniedziałek wstęp do muzeum jest bezpłatny i dobrą godzinę spędziliśmy na zwiedzaniu pięknej wystawy. Robi wrażenie i szczerze mówiąc zazdroszczę Krakowowi, że mają coś takiego.
A po zwiedzaniu udaliśmy się do knajpki "Morskie Oko" na kwaśnicę i pyszną sałatkę zbójecką. Towarzyszyła nam góralska muzyczka, taka jak ta:

Przeczytano
Fajny artykuł w "Wyborczej" o Poznaniu. Polecam, szczególnie tym, którym wydaje się, że w Poznaniu jest tak sielsko i różowo.
Woman of the day
Pani kelnerka w knajpce "Morskie Oko". Złożyliśmy zamówienie na kilka rzeczy, m.in. dwie zupy, sałatkę i herbaty. Najpierw "wjechały" herbaty, później sałatka (pycha!). Czekamy na zupy. Po godzinie przychodzi pani i pyta się, czy chcemy coś jeszcze ;-). No, chcemy, nasze zupy. Za to zdziwienie i olśnienie w oczach - wirtualna statuetka :-D. A knajpka bardzo fajna. Gdyby ktoś szukał fajnego klimatu w Krakowie to polecam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz