Myśli nieuczesane
Miałem dzisiaj pobiegać. W planie było 15 km w wolnym tempie 6:30/km. Wiedziałem, że rano nie dam rady, więc zaplanowałem to na późne popołudnie. Tymczasem wybrałem się do zaprzyjaźnionego lekarza w Dynasplincie. Uspokoił mnie, że ten mój ból w prawej stopie, to pewnie z przeciążenia i zalecił masaż tej stopy. Obejrzał też moje buty i wkładki. Na razie jest O.K. Czyli można dokładać do pieca ;-).
Run or not run?
Leń mnie trzyma dalej. Ale postanowiłem sobie, że to już naprawdę ostatni dzień. Tydzień lenistwa nadrobię w sobotę "piątką" w GP Poznania, i w niedzielę długim wybieganie (25 km). Pogoda się robi, więc trzeba korzystać.
Music is the key
Tym razem inne klimaty:
Przeczytano
Kilkadziesiąt stron "Księgi urwisów". Ależ ten język jest zideologizowany: spółdzielnia, wróg (zapewne ludu), sekretarz, towarzysz. Jak to czytam, to mam wrażenie, że te czasy były wieki temu, a przecież jeszcze dwadzieścia kilka lat temu miało to miejsce. A w czasie kiedy miałem 13 lat (tyle co tytułowe urwisy), to był rok 1984. Na szczęście ominęło mnie to pranie mózgów. Zresztą nie można porównywać lat 50-tych do 80-tych. Jakby to powiedziano dzisiaj: zmieniła się optyka ;-).
Man of the day
Dzień bez tytułu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz