Dzisiaj dzień zaczął się bardzo wcześnie. 4.45 pobudka, 5.29 tramwaj, 5.50 Nautilus. I dyszka na bieżni w tempie 5:10/km. Szczegóły jutro.
Zakładane tętno miało się mieścić w przedziale 157-167 bpm. Tymczasem średnie wyszło ok. 150 bpm, czyli znowu poniżej.
Ale tym razem, po tygodniu przerwy, miałem większe problemy niż zwykle. Z upływem czasu tętno rosło i to zdecydowanie. Do 15 minuty trzymałem się jeszcze w I zakresie (148 bpm), ale później było już znacznie ciężej. Mniej więcej w połowie dystansu (około 25 minuty) moje tętno było na poziomie ok. 156 bpm. Ostatnie 10-12 minut to już poziom >160 bpm.
Ostatnie 2.5 km było już bardzo "pod górkę". Zastosowałem pewien manewr, można rzec, psychologiczny. Wyobraziłem sobie, że biegnę na Malcie i co 250 metrów wizualizowałem sobie punkty orientacyjne (m.in. mostek przy Galerii Malta, Hotel Park, Stok Malta i wreszcie META). Pomogło mi to przetrzymać kryzys w ostatnich minutach treningu.
Mam nadzieję, że to chwilowy brak wytrzymałości, spowodowany tygodniowym urlopem.
Sprawdzę dzisiaj, czy przy 15 km w tempie regeneracyjnym tętno będzie również szalało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz