sobota, 26 lutego 2011

Rusałka, piątka i ... Pyrlandia rządzi

Myśli nieuczesane
5 bieg w cyklu II GP Poznania. Za oknem biało, mroźno, ale słonecznie. Nad Rusałką trasa dość trudna. Kto przybył bez odpowiedniego obuwia (lub kolców) wyniku raczej nie zrobi. No, ale pozostaje jeszcze przyjemność z biegania. A tej nigdy nie brakuje. Razem z żonką podjechaliśmy kwadrans po 10-ej na parking i poszliśmy odebrać numery startowe. Ludzi trochę mniej niż ostatnio. Zero kolejek. Przed startem szukam Johnsona i Basa. Są. Zamieniamy kilka zdań. Jest też pani Maria Pańczak, zwana Babcią z Parasolką. Startujemy. Johnson z Basem wydarli do przodu. Nie mam szans zabrać się z nimi. Biegnę swoim tempem. Nie patrzę na pulsometr, zdaję się na tzw. czuja. Jest dobrze. Wiem, że w tych warunkach życiówki nie pobiję, ale chcę pobiec dobrze taktycznie. Tak, żeby na koniec starczyło siły na finisz. No i prawie się udaje. Do 4 km wszystko idzie jak z płatka. Niestety 500 m przed metą tracę siły (tak mi się wydaje, to wyprzedza mnie kilka osób; a może po prostu oni biegną szybciej). Wpadam na metę z czasem trochę powyżej 25 minut. Za metą Johnson z Basem. Nabiegali coś koło 22 minut. 7 minut po mnie melduje się moja żona. Zadowolona. Jestem z niej dumny. Znowu dała radę.
Run or not run?
5 km w 25:24, czyli kilometr po 5 minut z hakiem. Średnie tętno: 161 bpm, przy maksymalnym 171 bpm. Gdyby warunki były inne, pewnie udałoby się poprawić ostatni wynik (24:42). Poniżej zapis z mojego Garmina:

Music is the key
Obejrzałem kawałek I epizodu sagi Star Wars (The Phantom Menace; prezent z 40 urodzin) w oryginale. Uwielbiam oglądać filmy w oryginale z angielskimi napisami. Można się podszkolić w języku, a przy okazji osłuchać z ulubionymi kwestiami.
Stąd dzisiaj soundtrack z tego filmu:

Przeczytano
Kilka rozdziałów "Solaris", a także kilka artykułów z najnowszego "Biegania".
Woman and Man of the day
Najpierw Woman: Justyna Kowalczyk - potwierdziła klasa i zdobyła srebro. Do złota zabrakło niecałe 8 sekund.
Man of the day to oczywiście Król Adam III. To jest niedościgniony wzór do naśladowania. 33 lata i ciągle w czubie. Wystarczy porównać wiek innych: pierwszy Morgenstern - 9 lat młodszy, drugi Kofler - 7 lat młodszy, czwarty Ammann - 4 lata młodszy, piąty Hilde - 10 lat młodszy i wreszcie szósty Stoch - 10 lat młodszy. Taka różnica w latach to jest przepaść. Weźmy równolatka Małysza - Martin Schmitt (niecałe dwa miesiące młodszy od Adama). Dzisiaj był czternasty! Wielki szacun dla naszego skoczka z Wisły! Brawo, brawo, brawo!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz