poniedziałek, 28 lutego 2011

Rekordowa dycha

Myśli nieuczesane
No i przyszedł w końcu ten dzień. Nie wiem, jak go ocenić, bo z jednej strony życiówka na bieżni (48:30; jeśli uda się powtórzyć na Maniackiej to będę bardzo zadowolony), a z drugiej jakaś pseudo kontuzja mnie dopadła. Już po wczorajszym treningu czułem prawą stopę. Ale dzisiaj po życiówce rozbolała na dobre. Mam nadzieję, że szybko wróci do normy, bo szkoda by było teraz przerywać mój wspaniały plan ;-)
Run or not run?
Oj był dzisiaj mega szybki run :-D. Tempo 4:50/km, czyli 12.4 km/h. Zakładane tętno miało się mieścić w zakresie 167-176 bpm. A średnie w moim rekordowym biegu wyszło... 155 bpm. Z czego pierwsze 3 km - ok. 150 bpm, drugie 3 km - między 150 a 155 bpm, a ostatnie 15 minut już powyżej 160 bpm. Maksymalnie doszedłem do 163 bpm, czyli jeszcze nie wszedłem w zakładane 90% HRmax.
Muszę przyznać, że był to ciężki trening, ale jakże udany (pomijając późniejszą dolegliwość).
Music is the key
Kończąc rekordową dychę wsłuchiwałem się w ten oto kawałek:

Poczułem jedność biegacza i w tym przypadku... bieżni ;-). Wyłączyłem na chwilę całą otoczkę. Zapomniałem o wysiłku, tętnie, pulsometrze i... frunąłem do mety.
Przeczytano
Chyba zmienię opis tej sekcji na Przeczytano/Obejrzano ;-). Po pierwsze: artykuł w GW na temat Litara.
Po drugie: Tomasz Lis na żywo i dyskusja o muzyce, a raczej muzycznych show, które lada dzień ruszają w polskich telewizjach. Bardzo celne uwagi Hołdysa i Skiby na temat naszej rodzimej sceny muzycznej.
Wo(Man) of the day
Colin Firth i Natalie Portman za... Oskara oczywiście. Zarówno "Jak zostać królem" jak i "Czarny łabędź" dopisuję do listy filmów, które chciałbym w najbliższej przyszłości zobaczyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz