Zabierałem się, zabierałem, a tu minęły już 4 dni nowego roku. Wypadałoby podsumować mijający rok. Przynajmniej jeśli chodzi od strony biegowej.
Tak naprawdę to był pierwszy mój rok z bieganiem. Zacząłem w październiku 2009, ale trening biegowy rozpocząłem na początku grudnia, więc można powiedzieć, że moje prawdziwe bieganie zaczęło się od początku roku.
Pierwszym moim "dużym" biegiem była Maniacka Dziesiątka. Debiut na 10 km i czas netto 51:32. Fajnie było poczuć atmosferę biegowego święta. Taktycznie bieg rozegrany na mocną "czwórkę". Trochę za wcześnie zaczęty finisz i realnie mogę ocenić, że stać mnie było na jakieś 50 minut z lekkim hakiem.
Dwa tygodnie później Półmaraton w Poznaniu. Dołączyłem do grupy na 2:00. Biegło się wyśmienicie. Dwójka prowadzących pacemaker-ów doskonała. Urwałem jeszcze 2,5 minuty. Wyszło 1:57:29. Czułem, że za pół roku dam radę złamać 4 godziny w maratonie.
Później przyszła niestety kontuzja, która pokrzyżowała trochę moje plany. Niepotrzebnie się wystraszyłem. Odpuściłem bieganie na 2-3 miesiące, co spowodowało, że wypadłem z rytmu. Wizyta u znajomego chirurga o 2 miesiące za późno. Okazało się, że moja "kontuzja" to zwykłe przeciążenie stawu biodrowego, które można szybko i skutecznie wyleczyć. Wkładki plus wspomaganie farmakologiczne i po krzyku ;-). Człowiek całe życie się uczy.
Wciągam do biegania moją żonę. W czasie letnich miesięcy wracam do treningów. Zaległości są spore. Upały powodują, że realnie mogę się przygotować na 4,5 godziny w Poznaniu.
Po drodze jest jeszcze półmaraton w Pile, który traktuję jako sprawdzian przed Poznaniem i oszacowanie własnych sił. Na zupełnym luzie pokonuję go w 2:06:59.
10 października zaczynam z "balonikami". Do 35 kilometra jest super. Niestety dopada mnie ściana i grupa odjeżdża. Kończę blisko 7 minut po nich (4:36:59). Można powiedzieć, że swoje odcierpiałem, ale najgorsze jest to, że wydolnościowo i ogólnie czułem się cały czas dobrze. Nogi po prostu odmówiły posłuszeństwa. Teraz już wiem, że zabrakło siły biegowej. Przy następnym maratonie (pewnie za rok w Poznaniu) tego błędu już nie powtórzę.
Jaki był ten rok? Rok przetarcia, debiutów, życiówek i nowych doświadczeń. Gdybym utrzymał formę z marca, to pewnie udałoby się skończyć maraton poniżej 4 godzin. Potencjał jest duży. Zapomniałem dodać, że zrobiłem test Coopera (tydzień po maratonie) i wyszło mi 2,66 km ze średnim tempem 4:31/km (średnie tętno 163 bpm). Do oceny bardzo dobrej zabrakło... 40 m!
Czy czuję niedosyt? Chyba nie. Stawiam na stopniowy, nie za szybki, rozwój. Po 7 tygodniach nowego planu treningowego (pod 1:45 w kwietniu w półmaratonie) mogę powiedzieć, że wszystko przebiega dobrze. Czuję się świetnie, wzmocniłem mięśnie, dodałem Weidera. W roku swoich 40 urodzin jest szansa na realizację wszystkich (biegowych) planów.
Oby tylko kontuzje omijały mnie dużym łukiem i zdrowie dopisywało. Czego sobie i Wam wszystkim życzę!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz