Dzień zaczął się dla mnie o 8-ej. Po śniadaniu, razem z żoną pojechaliśmy do Nautilusa. Treningowo byliśmy dzisiaj podobni ;-). Tzn. ja miałem rekordową dyszkę na bieżni, a moja żona też dyszkę, ale wolnym tempem. Mój plan zakładał 10 km w tempie 4:57/km na tętnie 167-176 bpm. Wyszło 154 bpm, ale było ciężko. Moja życiówka na "dychę" do tej pory to 51:32 z marca 2010. Dzisiaj pobiegłem 2 minuty szybciej, czyli 49:30. Doznania były średnie. Około 8 km miałem dość poważny kryzys, ale udało się go przezwyciężyć. Po treningu rozciąganie, sauna i ... lektura nowego numeru Biegania w oczekiwaniu na żonkę :-). Ona swoją dychę skończyła w 1:19:30, czyli pół godziny po mnie, ale i tak jestem z niej dumny!
Od jutra czeka mnie ciężki tydzień w pracy (inwentura) i zmiana rytmu treningowego.
Dobra, wracam do Weidera. Zostały jeszcze 2 serie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz