W tym roku świadomie zrezygnowałem z używania komputera w święta. Nie zajrzałem ani do maila, ani na bloga Wojtka, ani do portali. Trzy dni "oczyszczenia". Ale po kolei.
W poniedziałek, 20 grudnia - dyszka w tempie 5:15/km na zakładanym tętnie 157-167 bpm. Średnie wyszło 141 bpm. Już pisałem wcześniej, że z każdym treningiem mój organizm daje sobie coraz lepiej radę z większymi prędkością. Jest to budujące, bo oznacza, że plan treningowy przynosi rezultaty.
W środę, 22 grudnia, wyszedłem, jak zwykle świtem, no i zonk. Chciałem podjechać tramwajem do klubu, a tu plaża. Tramwaje zastrajkowały. Ponieważ byłem ograniczony czasowo, skalkulowałem, że nie dam rady zrobić treningu i przełożyłem go na popołudnie. Niestety okazało się, że po pracy siły i chęci mnie opuściły. Miało być 12 km w tempie 6:30/km na tętnie 120 bpm.
W piątek, w Wigilię, razem z żoną pojechaliśmy do Nautilusa. Żonka na świąteczny spinning, ja na swoje kilometrówki. Powtórka z zeszłego tygodnia, czyli 6x1 km w tempie 5:00/km na 4-minutowych przerwach, w zakresie tętna 167-176 bpm. Tymczasem średnie tętno podczas "akcentów" wyszło znowu poniżej górnej granicy I zakresu (144 bpm).
Przy okazji zauważyliśmy, razem z żoną, że nie tylko my jesteśmy "psychiczni". No bo kto wstaje w Wigilię o 5 rano, aby o 6-ej zjawić się na siłowni. Okazuje się, że chętnych jest sporo :-).
Od Gwiazdora (dla osób spoza Wielkopolski wyjaśniam, że to taki nasz Św. Mikołaj) dostałem stuptuty. Postaram się je sprawdzić jeszcze przed Biegiem Johnsona (najbliższa okazja, to chyba GP Poznania, 8 stycznia).
W święta odpuściłem sobie Weidera (świadomie). A wczoraj razem z moją biegającą żoną, zrobiliśmy 5 km (do Parku Sołackiego, jedno kółko i powrót) w tzw. tempie relaksacyjnym. Teoretycznie powinienem zrobić 20 km w tempie 6:00/km na tętnie 130-139 bpm, ale stwierdziłem, że tym razem będę wyłącznie kompanem do biegania ;-).
Wyszło nam ok. 45 minut (razem z rozgrzewką). Trudno mi ocenić prędkość, bo na początku Garmin nie miał ochoty się zsynchronizować. Z obserwacji wyszło ok. 7:30/km. Moje średnie tętno nie weszło nawet w zakres 65% Tmax, czyli 120 bpm. Było trochę mroźno, ale biegło się całkiem przyjemnie. Chyba się przekonam do "outdoorowych" treningów, zwłaszcza w weekendy i wtedy kiedy będzie to trening w I zakresie lub nawet poniżej 70% Tmax.
Teraz, kiedy już Święta Bożego Narodzenia za nami, po rodzinnych spotkaniach, naszła mnie taka refleksja, że warto w te dni wyłączyć "normalny" zegar i zwolnić obroty. Odciąć się od "cywilizacji", internetu, telewizji, komórek, komputera. Dzięki temu możemy zobaczyć co tak naprawdę w życiu jest ważne. Uchwycić tę chwilę. Zapomnieć o troskach dnia codziennego. Bo taki dzień i czas jest raz do roku:
http://www.youtube.com/watch?v=lQEv6OPsvfY
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz