Od wczoraj jestem niedysponowanym biegaczem. A dokładniej, to moje gardło nie daje mi biegać ;-(. Ale najpierw był trening w sobotę: 7 km w tempie 6:30/km na bieżni mechanicznej. Już wtedy wiedziałem, że coś jest nie tak. Zakładane tętno miało wynosić 65% HRmax, czyli ok. 120 bpm, a średnie wyszło 134 bpm! Organizm sam dawał znać, że coś jest nie halo.
A w niedzielę od rana masakra. W gardle piekło, z nosa woda. Febrisan, Cerutin, Trachisept i inne wynalazki farmacji. Cały dzień przeleżałem w łóżku. Wieczorem wyskoczyłem tylko spełnić obywatelski obowiązek i wrzucić różową kartę do urny.
Niestety w Poznaniu frekwencja tragiczna. W sumie tego się spodziewałem. Dwukrotna przewaga Grobelnego nad Ganowiczem (w sondażach) zrobiła swoje. Przez kolejne 4 lata w Poznaniu nie zmieni się nic na lepsze, a obawiam się, że będzie tylko gorzej.
Mam w głowie pewien pomysł, który, być może, obudzi z letargu Poznaniaków.
Wracając do treningów: w niedzielę wypadł mi trening: 10 km w tempie 5.00/km na tętnie 167-176 bpm. Dzisiaj, z kolei miało być 10 km w tempie 6:30/km przy 120 bpm.
Zacząłem wczoraj lekturę Jacka Danielsa - Bieganie metodą Danielsa. Wydaje się, że może być ciekawym uzupełnieniem wiedzy, którą nabyłem czytając książki Jurka Skarżyńskiego. Inne podejście do treningu, inne pokolenie, szkoła amerykańska. Zobaczymy.
A od Mikołaja dostałem czołówkę. Przyda się na zimowe, wieczorne wybiegania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz